Paradoks byłego hegemona

SLD poległo na aliansach, ale dziś jest na nie skazane.

Aktualizacja: 21.04.2016 06:57 Publikacja: 19.04.2016 18:45

Leszek Miller (z lewej) zrobił błąd, szukając szerszej formuły dla SLD. Błędem Włodzimierza Czarzast

Leszek Miller (z lewej) zrobił błąd, szukając szerszej formuły dla SLD. Błędem Włodzimierza Czarzastego będzie, jeśli o taką formułę nie będzie zabiegał

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Nie było w najnowszej politycznej historii Polski sytuacji, by jakaś partia wypadła z Sejmu, a potem do niego w niezmienionej formie powróciła. Muszą o tym pamiętać liderzy SLD. Ich zadaniem nie jest wobec tego to, żeby swoją partię umocnić, a potem na nowo powalczyć o przekroczenie progu wyborczego, ale żeby tak ją zmienić, by mogła stać się częścią większej całości. Inne myślenie zaprowadzi Sojusz i jego ludzi na manowce polskiego życia publicznego.

Dwa błędy Millera

Po 1989 roku dziesiątki, a nawet setki polityków żegnały się z Sejmem, a potem do niego wracały. Ale zawsze działo się to w ramach jakiegoś nowego podmiotu politycznego, nowej partii czy koalicji. Nigdy się jednak nie zdarzyło, by jakaś formacja najpierw wypadła z parlamentu, a następnie do niego powróciła pod tym samym szyldem. Nie zapowiada się, by akurat Sojusz Lewicy Demokratycznej miał tę tradycję złamać i za trzy i pół roku triumfalnie wkroczyć na Wiejską.

Zwłaszcza że po lewej stronie rośnie mu konkurencja w postaci partii Razem i innych inicjatyw społecznych. Przez dwie dekady Sojusz (najpierw jako koalicja wyborcza, a od 1999 roku jako partia) był hegemonem w tej części sceny partyjnej, ale 25 października ubiegłego roku ten stan się skończył. Nie ma powrotu do sytuacji, gdy to ludzie tego ugrupowania rządzili i dzielili na polskiej lewicy. Obecnie są tylko jednymi z wielu graczy, i to wcale nie najmocniejszymi, a już na pewno nie najbardziej atrakcyjnymi wyborczo.

To dziwne, bo jeszcze przed ostatnią elekcją parlamentarną wszystkie klucze do rozgrywki na lewicy miał w swojej szafie Leszek Miller. Ale najpierw zakochał się politycznie w Magdalenie Ogórek, co skończyło się w elekcji prezydenckiej najgorszym wynikiem kandydata Sojuszu w historii III RP (nawet Cimoszewicz w 1990 r. uzyskał wynik kilkakrotnie lepszy, a czasy dla postkomunistów były wówczas niełatwe), a potem popełnił fatalny błąd, zgadzając się na roztopienie SLD w magmowatej koalicji wyborczej.

Z punktu widzenia Janusza Palikota czy innych mniejszych graczy zawarcie takiego porozumienia było bardzo dobrym posunięciem, ale dlaczego zgodził się na nie tak szczwany lis jak Miller, trudno dociec. Zwłaszcza że na przestrzeni pół roku była to jego druga fatalna decyzja. W efekcie Sojusz na własne życzenie podwyższył sobie próg wyborczy z 5 do 8 proc. i, jak wiemy, nie zdołał go przeskoczyć.

Nie sposób orzec, czy gdyby SLD poszedł do tamtych wyborów samodzielnie, przeczołgałby się przez barierę 5 proc., ale wydaje się to realne. Choć na pewno nie byłoby łatwe, bo w przypadku samodzielnego startu Sojusz miałby konkurencję nie tylko w postaci partii Razem, ale także jakiegoś innego podmiotu na chybcika skleconego z pozostałych formacji i podmiotów lewicowych.

Pomysł koalicji Lewica Razem był ideą chybioną. Nie pomogło jej wystawienie Barbary Nowackiej jako liderki, bo w decydującej debacie telewizyjnej okazała się nijaka i oddała pola Adrianowi Zandbergowi, który bezlitośnie wykorzystał tę szansę i zapewnił swojej formacji finansowanie budżetowe na następne cztery lata.

Poszukać szerszej formuły

Pojawia się zatem paradoks – o ile postawienie na samodzielność mogło być sensowne przed 25 października 2015 r., o tyle trwanie w tej formule po tamtej dacie skazuje na śmierć SLD. Można więc zaryzykować tezę, że Miller powinien był wybrać zawężenie i walkę w ramach partii, natomiast Włodzimierz Czarzasty jest zmuszony do poszukania nowej, szerszej formuły.

Otwarcie na współpracę z innymi podmiotami było błędem Millera, odwrócenie się od niej dzisiaj Czarzastego byłoby jeszcze większym błędem.

Jak zatem musi obecnie postępować nowy przewodniczący SLD? Powinien kontynuować dzieło jednoczenia się na lewicy, które wcześniej przyniosło klęskę partii – oto ciąg dalszy owego paradoksu.

W obecnej sytuacji Czarzasty nie ma innego wyjścia, jak tylko zacząć układać się z innymi podmiotami politycznymi i społecznymi po lewej stronie sceny. Gra na samodzielność, dumna izolacja i wiara w to, że kiedyś powrócą złote czasy SLD, będzie tylko marginalizować to ugrupowanie. Tylko kooperacja z innymi partnerami na lewicy może uprawdopodobnić powrót polityków Sojuszu do Sejmu oraz obronę ich ideałów na forum parlamentu.

Na marginesie można jedynie dodać, że osobowość Czarzastego sprzyja takiemu właśnie zadaniu. Jego cynizm połączony z inteligencją i humorem uniemożliwiłyby mu udawanie żelaznego kanclerza, twardego hegemona. Ale mogą ułatwić mu zadanie, które obecnie przed nim stoi – włączenie się do szerszego kręgu ugrupowań lewicowych, zawieranie sojuszy i wspólne prowadzenie społecznej i politycznej aktywności.

Zresztą pierwsze jaskółki tego myślenia już widać. Czarzasty zapowiedział akcję zbierania podpisów pod referendum w sprawie ewentualnego zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Dokładnie takie akcje mogą uratować SLD i jego ludzi – medialnie widoczne, społecznie nośne, zmuszające do współpracy z innymi podmiotami, angażujące wyborców, odwołujące się do emocji.

Wyjść do ludzi

Sojusz, jeśli chce zachować szanse na przetrwanie polityczne, musi zapomnieć o czasach swojej świetności. Musi pogodzić się z tym, że będzie jedynie częścią większej lewicowej całości – niekoniecznie najważniejszą. Inaczej pogrąży się w apatii, w walkach frakcyjnych, w obrzucaniu się błotem z partią Razem.

Tylko zapomnienie o swojej dawnej wielkości i ponowne, a właściwie pierwsze w swej historii wyjście do ludzi i ich spraw, może dać szansę na przeżycie. I to nie jako dumny i samotny okręt prujący naprzeciwko prawicowej armadzie, ale jedynie jako jeden ze statków w większej, lewicowej flotylli. Flotylli dowodzonej przez kogoś z młodszego pokolenia. Może Zandberga, może Biedronia... Na pewno jednak nie Czarzastego, Senyszyn, Millera czy Wenderlicha.

Autor jest politologiem, był europosłem PiS, PJN i Polski Razem

Nie było w najnowszej politycznej historii Polski sytuacji, by jakaś partia wypadła z Sejmu, a potem do niego w niezmienionej formie powróciła. Muszą o tym pamiętać liderzy SLD. Ich zadaniem nie jest wobec tego to, żeby swoją partię umocnić, a potem na nowo powalczyć o przekroczenie progu wyborczego, ale żeby tak ją zmienić, by mogła stać się częścią większej całości. Inne myślenie zaprowadzi Sojusz i jego ludzi na manowce polskiego życia publicznego.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej