Wybuch pandemii pustoszył w ubiegłym roku zakłady pracy, choć wcale nie było to efektem dramatycznego wzrostu chorujących pracowników. Głównym powodem był skok liczby zwolnień czasowych, czyli związanych z kryzysem koronawirusa przerw w pracy.

Rekordowy był tu drugi kwartał, gdy ponad 35 milionów (czyli prawie 19 proc.) pracowników w krajach Unii było nieobecnych w pracy, przy czym prawie 40 proc. z nich przebywało na czasowych zwolnieniach wymuszonych przez wiosenny lockdown. (Dla porównania rok wcześniej, w II kw. 2019 r. takich zwolnień było 313 tys.).

Trzeci kwartał, gdy unijna gospodarka została odblokowana, skala absencji spadła do niespełna 18 mln i była nawet mniejsza niż rok wcześniej, choć akurat wtedy pracownicy częściej wyjeżdżali na urlopy.

Jesienna, druga fala pandemii ponownie zwiększyła liczbę nieobecnych w pracy do 22,3 mln osób. Podobny trend widać w Polsce, gdzie w IV kwartale zeszłego roku 1,3 mln, czyli 8 proc., pracowników było nieobecnych w pracy, o jedną piątą więcej niż rok wcześniej.

Jak wynika z danych Eurostatu, pandemia nie przyniosła wyraźnego wzrostu zwolnień chorobowych. W trzech pierwszych kwartałach 2020 r. łączna liczba osób na L4 sięgnęła 12,2 mln, tylko – o 137 tys. więcej niż rok wcześniej. Mógł się do tego przyczynić skokowy wzrost pracy zdalnej, przy której łatwiej pracować nawet w czasie choroby.