Populizm to jedno z określeń najczęściej stosowanych dzisiaj do opisu politycznych wydarzeń w wielu krajach. Oskarżani o to politycy mają jednak w zanadrzu nośny argument obronny. Nie uprawiamy bynajmniej demagogii odwołującej się do uprzedzeń i mitów społecznych – odpowiadają na zarzuty – tylko wychodzimy naprzeciw realnie istniejącym obawom i przekonaniom dominującym we współczesnym społeczeństwie. Czyli po prostu potrafimy lepiej wypełniać szerokie społeczne oczekiwania.
Korzenie buntu
Zarysowany tu konflikt poglądów wydaje się być sednem dzisiejszych politycznych turbulencji w coraz większej liczbie rozwiniętych państw. Wielu związanych emocjonalnie ze standardami liberalnej demokracji obywateli Europy i USA twierdzi, że nie jest w stanie zrozumieć obecnych wyborczych preferencji większości rodaków. Jak to jest bowiem możliwe, aby wobec wszystkich tak skomplikowanych problemów stojących przed nami wybierać polityków, których życiorysy nie pozwalają w żaden sposób określić ich mianem fachowców gwarantujących rozwój i bezpieczeństwo? Przecież merytokracja, czyli rządy najbardziej kompetentnych, powinna być powszechnie akceptowana jako forma porządkowania życia społecznego, może nawet lepsza – niektórzy odważają się sądzić w świetle ostatnich wydarzeń – od klasycznej demokracji?
Myślący w ten sposób wydają się nie znać historii – społeczny bunt przeciw elitom ma swoje głębokie korzenie. Już bowiem w latach 50. ubiegłego wieku brytyjski socjolog Michael Young przestrzegał przed merytokratyzacją życia publicznego, twierdząc, że przy wszystkich korzyściach dla części społeczeństwa prowadzi ona nieuchronnie do arogancji rządzących, egoizmu beneficjentów i rosnącego oburzenia całej reszty.
Dzisiaj elity w wielu krajach o ugruntowanej demokracji zdają się być dumne dokładnie z tego samego, za co są szeroko krytykowane – z pełnej otwartości na świat i obce kultury, ze swej racjonalności ustawodawczej odpornej na głosy znaczącej części obywateli (posądzanych o brak dostatecznej wiedzy i nienadążanie za cywilizacyjnym postępem), ze swej gotowości do pełnienia wszelkich możliwych (i wysoko płatnych!) funkcji w swoich krajach i poza nimi.
Mimo to w czasach spokoju i prosperity rządzące elity nie są specjalnie kontestowane. Sytuacja zmienia się dopiero w obliczu kłopotów, kiedy to większość obywateli przestaje raptem odczuwać wspólnotę losów z rządzącymi. Sprawy merytoryczne tracą na znaczeniu, a do rangi wartości naczelnej urasta lojalność wobec narodu, religii czy grup społecznych podobnie odczuwających zaistniałe problemy. Kluczowym hasłem staje się grupowa solidarność, kluczową ideologią – krytyczny radykalizm w ocenie dotychczasowej sytuacji.