Czas pokazać pomysł na UE

Pierwsze miesiące roku będą okresem wielkiej debaty nad przyszłością Unii. To dobry moment na rewitalizację naszej polityki europejskiej – pisze politolog.

Publikacja: 13.01.2020 18:12

Czas pokazać pomysł na UE

Foto: AFP

Ten rok będzie kluczowy dla znaczenia Polski w Unii Europejskiej. Po pierwsze, działać zacznie Konferencja na temat Przyszłości Europy, którą zapowiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Po drugie, zapadną decyzje w kwestii wieloletnich ram finansowych na lata 2021–2027, które określą wsparcie finansowe z Brukseli dla rozwoju naszego kraju. Do tej pory było ono jednym z kluczowych instrumentów w wyciąganiu nas z zapaści infrastrukturalnej.

Jeśli rząd i opozycja nie znajdą swojego pomysłu na Europę, Polsce grozi marginalizacja na dziesięciolecia i trwały spadek do europejskiej drugiej ligi – wbrew naszej rosnącej pozycji gospodarczej w ramach Unii, wbrew naszemu potencjałowi geopolitycznemu i demograficznemu (po wyjściu Wielkiej Brytanii, Polska będzie piątym pod względem liczby ludności krajem UE).

Nie ma powrotu do narodowego ciepełka

Dziś w brukselskim dyskursie istnieje właściwie jedna wizja rozwoju Unii – federalistyczna. Federalizm w brukselskim rozumieniu oznacza zazwyczaj przeniesienie kompetencji krajowych na poziom europejski, choć w teorii polityki mógłby też oznaczać kierunek odwrotny. Wizja ta słabo koresponduje z nastrojami większości społeczeństw europejskich.

Badania opinii nie dają jednoznacznego obrazu – społeczeństwa Europy chcą zarazem zachowania suwerenności narodowej i zwiększenia kompetencji unijnych. Głównym wyrazicielem wizji federalistycznej jest dziś prezydent Francji Emmanuel Macron, choć jego kontrowersyjne wypowiedzi (jak ta o śmierci mózgowej NATO) i decyzje (zablokowanie procesu akcesyjnego Albanii i Macedonii Północnej) utrudniają mu pełnienie roli przywódcy o formacie europejskim.

Mglistą alternatywą dla stanowiska federalistycznego jest podkreślanie roli państw narodowych, bo to pusta retoryka. Nie ma powrotu do Unii zintegrowanej tylko wokół współpracy gospodarczej. Niezależnie od poglądów politycznych, wszyscy wiemy, że w świecie, w którym wzrastają nowe potęgi – Chiny, Indie, Brazylia, nie możemy sobie pozwolić na powrót do ciepełka państwa narodowego, choćby to była forma polityczna, w której nam najbardziej komfortowo. Być może narodzi się trzecia koncepcja – integracji elastycznej, mniej centralistycznej i bardziej zdemokratyzowanej, opartej na logice wielu prędkości, gdzie integrują się te państwa, które tego chcą, i tylko w tych obszarach, które im pasują. To jednak także dość mglista wizja.

Niezależnie od tego, kto zdominuje debatę, diabeł – jak zawsze w zorientowanej na kwestię prawa Unii – będzie tkwił w szczegółach przyszłych rozwiązań. Mało kto podważa sensowność dalszej integracji w dziedzinach takich jak: obronność, energetyka czy ekologia, ale konkretne pomysły na nią radykalnie się od siebie różnią. Polska powinna rozpoznać swój interes, biorąc pod uwagę także przyszłe pokolenia, nie tylko tu i teraz.

Proeuropejscy bez konkretów

Dramat polskiej polityki europejskiej obrazuje fakt, że ani rząd, ani opozycja nie zaprezentowały nawet naszkicowanej grubą kreską wizji UE. Jarosław Kaczyński wspominał wprawdzie o nowym europejskim traktacie, ale nigdy nie zaprezentowano jego założeń. Rząd ustami premierów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego mówił o konieczności zmian, powrotu do źródeł czy wzrostu znaczenia państw narodowych w ramach Unii, ale bez konkretów. Powód jest prosty: wizji nie ma. Na pewno jednak nastąpiło odejście od linii poprzednich rządów, które wspierały raczej rozwiązania „wspólnotowe", a więc wzmacniające Parlament i Komisję Europejską, kosztem rozwiązań „międzyrządowych". Nasza linia była oparta na rozumowaniu, że w Unii międzyrządowej, która łatwo przeradza się w koncert mocarstw, będziemy znaczyli mniej niż we wspólnotowej, w której Komisja i europarlament ograniczają wpływy największych krajów, wykuwając wspólne stanowisko. Jednak konflikt z Brukselą i Parlamentem ostatecznie pogrzebał tę linię.

Rząd, zajęty obroną zmian w sądownictwie, nie próbuje nawet powrotu do pierwszej europejskiej ligi, a swą bierność w tej materii przykrywa atakami na opozycję, zarzucając jej targowicę, zrównując przy okazji Unię Europejską z Cesarstwem Rosyjskim. Choć polexit to ciągle bujda, pokazywanie, że UE nas ciemięży, może mieć dalekosiężne negatywne konsekwencje.

Trójkąt Weimarski, forma politycznej współpracy Polski, Francji i Niemiec, spotkał się tylko raz od czasu objęcia władzy przez PiS, wyłącznie na poziomie ministrów spraw zagranicznych, choć bez współpracy z Berlinem i Paryżem trudno o znaczący wpływ na UE. Grupa Wyszehradzka – zinstytucjonalizowana współpraca Polski, Czech, Słowacji i Węgier – ma dużo mniejszą siłę przebicia, a jej wspólnota interesów jest chwiejna i kończy się zazwyczaj na współpracy poszczególnych krajów z większymi partnerami z Zachodu. Także sojusz Węgier z Polską jest pozorny.

Ale opozycja nie prezentuje się tu lepiej niż rząd. Ostatnie cztery lata z okładem to w instytucjach europejskich czas nieustannej debaty na temat sytuacji w Polsce. Dobrego wyjścia nie ma: Bruksela nie posiada wystarczających kompetencji w tej materii, by podejmować ostateczne decyzje. W związku z tym kolejne głosowania nad rezolucjami w sprawie Polski są popisem niezdecydowania opozycji: czy dać się zlinczować rządowym mediom i skrytykować polski rząd, czy zagłosować przeciw, niezgodnie z własnym sprzeciwem wobec tego rządu działań.

Problem z reakcją opozycji na politykę europejską rządu jest szerszy – poza ogólną proeuropejskością brak ugrupowaniom opozycyjnym wyraźniejszego poglądu na temat tego, jak reformować UE, czy i jak budować unię obronną, czy wstępować do strefy euro (albo np. jakie reformy w ramach tej strefy powinny dojść do skutku, byśmy mogli do niej wstąpić), jak odpowiedzieć na apele o solidarność w sprawie migracji i jak być skutecznym w naszych apelach o solidarność energetyczną. Proeuropejskość bez uszczegółowienia pozostaje pustym hasłem.

Brak szerszej wizji integracji przekłada się na brak wizji w sprawach bardzo konkretnych. W kolejnej perspektywie budżetowej będzie mniej środków na klasyczną politykę spójności, dlatego powinniśmy szczególną wagę przykładać do bardziej skomplikowanych instrumentów: jak wsparcie dla krajów chcących przyłączyć się do strefy euro, przechodzących transformację ekologiczną albo do funduszy przewidzianych na badania naukowe. Przez własne niedopatrzenia i strukturalne utrudnienia nasza nauka bardzo słabo z tych ostatnich korzysta. Te i inne fundusze moglibyśmy uczynić nową dźwignią rozwojową.

Okazja dla Polski

Osłabienie pozycji Polski odbiło się na braku naszej skuteczności przy blokowaniu Nord Stream II czy w sprawie pracowników delegowanych. Słabość jest też widoczna w kulisach działania Unii: mało Polaków pracuje w kluczowych dla funkcjonowania UE gabinetach komisarzy europejskich, niewielu mamy dyrektorów generalnych czy ambasadorów.

Pierwsze miesiące nowego roku będą czasem wielkiej debaty nad przyszłością Unii. To dobry moment, żeby zrewitalizować naszą politykę europejską, zaprezentować jej założenia – tym bardziej że Unia nie cierpi na nadmiar świeżych pomysłów. Swoje koncepcje powinni przedstawić minister ds. europejskich Konrad Szymański, kandydaci na prezydenta RP, ale i minister ds. europejskich w gabinecie cieni Platformy (gdyby największa opozycyjna partia kogoś takiego wyznaczyła). Nie ma dojrzałej wizji polskiej polityki bez wizji polskiej polityki europejskiej.

Dr Michał Matlak – absolwent Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego, wykładowca, pracuje w Parlamencie Europejskim, ekspert ds. relacji religii i polityki oraz spraw instytucjonalnych UE; autor książki „Polska w Europie, Europa w Polsce. Rozmowy na kwiatowym dywanie"

Ten rok będzie kluczowy dla znaczenia Polski w Unii Europejskiej. Po pierwsze, działać zacznie Konferencja na temat Przyszłości Europy, którą zapowiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Po drugie, zapadną decyzje w kwestii wieloletnich ram finansowych na lata 2021–2027, które określą wsparcie finansowe z Brukseli dla rozwoju naszego kraju. Do tej pory było ono jednym z kluczowych instrumentów w wyciąganiu nas z zapaści infrastrukturalnej.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem