Giennadij Lewicki: Dwa błędy Łukaszenki

Przywódca Białorusi stał się zakładnikiem aktów prawnych, które wymyślił osobiście, by jak najdłużej trwać u władzy - przekonuje pisarz i historyk.

Aktualizacja: 25.08.2020 06:14 Publikacja: 23.08.2020 17:18

Niedzielny protest przeciwko Łukaszence w Mińsku

Niedzielny protest przeciwko Łukaszence w Mińsku

Foto: AFP

Wybory prezydenckie na Białorusi miały miejsce 9 sierpnia 2020 r. Wśród kandydatów, nieznanych w większości Białorusinom, znajdował się również Aleksander Łukaszenko rządzący krajem przez ostatnie 26 lat.

Jak zawsze bezpośrednio przed wyborami emeryci otrzymali niewielki dodatek i jakieś ochłapy rzucono pracownikom budżetówki. Nieźle podkarmiono natomiast urzędników państwowych i organy ścigania oraz złożono im wiele kuszących obietnic. I jeszcze coś: dwóch największych rywali Łukaszenki dających najpoważniejsze nadzieje na lepszą przyszłość zamknięto w więzieniach, a trzeciego kontrkandydata odsunięto z przyczyn formalnych. Wszystkie białoruskie kanały telewizyjne zmieniły swoje programy i niestrudzenie kręciły filmy dokumentalne, jak to Łukaszenko w latach swej prezydentury zamienił piekło w raj.

Przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej podała na podstawie wyników wyborów liczbę, jak zwykle co pięć lat, którą naród zazwyczaj przełykał bez problemów (jedni z zadowoleniem, inni z wątpliwościami, a jeszcze inni z oburzeniem), 80,1 proc. wyborców głosowało na Łukaszenkę.

Zbyt bezczelne kłamstwo

Władimir Putin pierwszy pogratulował Łukaszence wygranej, choć przewodnicząca CKW Jarmoszyna jeszcze nawet nie policzyła głosów. Za Putinem podążyły kraje utrzymujące przyjazne stosunki z Rosją. Ich przywódcy ? walczący z własnymi narodami w Syrii i Wenezueli nie zapomnieli wirtualnie uścisnąć dłoni Łukaszence.

Jednak Putin niepotrzebnie się pospieszył. Powinien poczekać, dopóki nowego prezydenta nie uznają jego właśni „poddani”. Nie bez powodu jedną z ulubionych maksym starożytnych Rzymian było festina lente (śpiesz się powoli). Pośpiech Putina doprowadził do tego, że stosunek Białorusinów do Rosjan w ciągu kilku dni bardzo się zmienił ? i to nie na lepsze.

Tymczasem naród białoruski był zszokowany wynikami ogłoszonymi przez CKW. Rzecz w tym, że w ciągu ostatnich sześciu miesięcy poparcie dla Łukaszenki nieustannie spadało i według niezależnych badań opinii publicznej wynosiło zaledwie 3 proc. Prezydent postanowił nie zauważać niebezpieczeństwa pandemii koronowirusa, a tym samym nie wstrzymywano produkcji. Ludzie chorowali i umierali, lekarze nie mieli odpowiedniego wyposażenia, a pacjenci nie otrzymywali niezbędnej pomocy.

Kanały państwowej telewizji każdego dnia informowały niezmiennie o pięciu ofiarach śmiertelnych „korony”, choć moja znajoma w ciągu tygodnia straciła męża i brata. Niekończące się kłamstwa i „mądre” rady Łukaszenki, by leczyć tę chorobę wódką, traktorem i łaźnią, zaczęły drażnić nawet jego wierny elektorat, czyli emerytów (w nich najbardziej uderzał wirus). Zakłady i fabryki nadal utrzymywały produkcję na niezmiennym poziomie, lecz nie miały zbytu na swoje wyroby, gdyż cały świat pogrążał się w kryzysie. Tymczasem zainfekowaniu wirusem ulegały całe grupy pracownicze dużych zakładów przemysłowych.

Wynik 80,1 proc. był już szczytem bezczelności. Bardziej rozsądne byłoby zadeklarowanie 52 proc., to i tak wystarczająco dużo, by wygrać w pierwszej turze. Kłamstwo Jarmoszyny nie wyglądałoby przynajmniej tak rażąco. Ta nierealnie wysoka wygrana to pierwszy fatalny błąd Łukaszenki. Świadomość, że ludziom niegodziwie skradziono głosy, a zatem nic już od nich nie zależy w kraju, doprowadziła do gwałtownych protestów.

Władze zareagowały na nie tak jak zwykle. Tysiące protestujących znalazło się w więzieniach, gdzie szybko zaczęło brakować miejsc. Ludzie w ciasnych celach byli upychani dosłownie jak drewno w składzie opałowym. I nie tylko protestujący, lecz także zwykli przechodnie tam trafili. Cały świat obiegły zdjęcia, jak pół tuzina policjantów bije leżącego na ziemi starszego mężczyznę. Na innym nagraniu stróż prawa kopie w plecy klęczącego człowieka. Łapano i bito wszystkich w zasięgu sił „porządkowych”, żeby tylko wzbudzać strach. Z więzień rozlegały się krzyki przerażenia i bólu, przekleństwa. Wydarzenia filmowano telefonami komórkowymi, ludzie byli nieustannie i bezlitośnie torturowani, by wydobyć z nich przyznanie się do tego, czego nie popełnili.

Za wysokie oczekiwania

Psy na łańcuchu władzy nie mogły działać z własnej inicjatywy. Dla wszystkich było oczywiste, kto wydał rozkaz, a protesty zaczęły narastać. Nieuzasadnione okrucieństwo było drugim błędem Łukaszenki. Wydaje się, że właśnie te dwa błędy wydały wyrok na ostatniego dyktatora Europy.

Wciąż jednak nikt nie rozumiał, dlaczego Łukaszenko świadomie podąża na skraj przepaści. Sugerowano, że prezydenta „wystawiła” jego własna ekipa. Zachowywał się przecież nadzwyczaj nielogicznie, ale przecież nieśmiertelny białoruski wódz zawsze tak postępował! Wystarczy przypomnieć wybory z 2010 r. W przededniu głosowania władza udawała, że jest słaba i pozwalała rywalizującym kandydatom mówić, co chcą. Nieśmiertelna Jarmoszyna „obdarzyła” Łukaszenkę 79,65 proc., choć według wyników exit polls nie uzyskał on nawet 40 proc. Wówczas aktywna część społeczeństwa próbowała protestować. Niezadowolonych uspokoił pałkami OMON przy wsparciu wojska. Budżet białoruski powiększył się o sumy grzywien, a więzienia zapełniły więźniami politycznymi (w celach znalazło się czterech kandydatów na prezydenta). W 2010 r. przebiegły Łukaszenko udawał demokratycznego i słabego kandydata, by wydobyć na światło dzienne jak najwięcej swych wrogów i za jednym zamachem skończyć z nimi.

Prezydent Białorusi w swej taktyce przypominał napoleońskiego marszałka Michela Neya, który celowo udawał, że popada w rozpaczliwą sytuację, by potem dokonywać cudów dzięki heroicznej odwadze i okazywać się niepokonanym zwycięzcą. Im więcej wrogów spotykał przed sobą, tym zaszczytniejsze było jego zwycięstwo.

W 2020 r. rutynowa taktyka Łukaszenki jednak zawiodła, przeciwników znalazło się znacznie więcej, niż oczekiwał „bat’ko” (ojciec) narodu. Ludzie byli zmęczeni kłamstwami i nie wybaczyli mu jego okrucieństw.

Cała Białoruś powiedziała „bat’ce”: „Uchodi!!!” (Odejdź). Wiece, demonstracje, strajki, pikiety gromadziły miliony ludzi. Pod koniec rewolucyjnego tygodnia prezydent zapragnął spotkać się ze swymi zwolennikami (wcześniej nie odbył się ani jeden wiec poparcia dla niego). 16 sierpnia zamówione przez rząd autobusy zwoziły z całej Białorusi zwolenników Łukaszenki do Mińska. Spotkanie prezydenta z nimi było chwilami tak komiczne, że można było zapomnieć o tragicznej sytuacji w kraju. W którymś momencie prezydent wykrzyczał do tłumu wyjątkowo niestosowne pytanie: „Chcecie wolności?”. Przez pewien czas zdezorientowani ludzie zastanawiali się nad odpowiedzią, a potem z pokorą rzymskich niewolników bełkotali: „Nieee!”. Łukaszenko kontynuował: „Chcecie zmian?!”. „Nie!”, teraz już pewniej zakrzyknął tłum. W pierwszych rzędach stali bowiem wysocy urzędnicy państwowi i aparat rządowy.

Nie ma dokąd odejść

Według słów samego Łukaszenki w demonstracji jego poparcia wzięło udział ponad 50 tys. obywateli z całej Białorusi. Tego samego dnia w Mińsku odbył się wiec jego przeciwników liczący 200 tys. demonstrantów. We wszystkich większych miastach kraju, a nawet na wsiach i w miasteczkach miały miejsce wiece i marsze z żądaniem oddania skradzionych głosów.

Następnego dnia, 17 sierpnia, Łukaszenko, tracąc chyba już głowę, udał się do Mińskiej Fabryki Ciągników Kołowych (MZKT), gdzie zarobki pracowników były relatywnie wysokie. Miał więc nadzieję na poparcie, lecz od elity robotniczej usłyszał tylko: „Uchodi!”.

„Dopóki mnie nie zabijecie, nie będzie innych wyborów”, ? oświadczył w MZKT władca absolutny Białorusi. Ostatnio często mówi o śmierci. Na kolejnym wiecu prezydent krzyczał, że nawet zmarli nie pozwolą zniszczyć Białorusi.

Zdesperowany Łukaszenko zaczął prosić w rozmowie telefonicznej Putina o pomoc w walce z rewolucjonistami. Ale jak Putin miałby sobie poradzić z pokojowymi demonstrantami i strajkującymi robotnikami? Czy jego żołnierze mieliby przebijać szpilkami czerwone i białe baloniki, odbierać kobietom róże, goździki i inne kwiaty?

We własnych wnykach

Na Białorusi zapanowała paradoksalna sytuacja: cały naród domaga się odejścia głowy państwa, lecz on nie może odejść, gdyż nie ma dokąd się udać.

Może wydawać się to śmieszne, lecz Łukaszenko stał się zakładnikiem aktów prawnych, które osobiście wymyślił, by chronić instytucję prezydencji. Również kodeks karny nie obiecuje mu nic dobrego. Art. 357 grozi uzurpatorowi: „2. Przejęcie lub utrzymanie władzy państwowej w sposób niekonstytucyjny jest zagrożone karą pozbawienia wolności od dziesięciu do piętnastu lat”. I dalej: „Czyny, o których mowa w części drugiej niniejszego artykułu, a które doprowadziły do śmierci osób lub związane są z ich zabójstwem, podlegają karze pozbawienia wolności od dziesięciu do dwudziestu pięciu lat lub dożywotniego pozbawienia wolności, lub karze śmierci”.

Białoruś pozostała jedynym krajem w Europie, gdzie nie wprowadzono moratorium na wykonywanie kary śmierci. Prezydent ma prawo ułaskawić skazanego, lecz Łukaszenko w ciągu 26 lat swych rządów skorzystał z niego tylko jeden raz.

Nieustraszony marszałek Ney, ukochany żołnierz i bohater narodowy Francji, skończył bardzo smutnie. Po klęsce w bitwie pod Waterloo Izba Parów (w której zasiadali towarzysze broni zbuntowanego marszałka) skazała go na śmierć. Stojąc przed wycelowanymi w niego karabinami, Michel Ney osobiście dowodził własną egzekucją.

Autor urodził się w 1963 r. w ZSRR. Jest historykiem i pisarzem, mieszka na Białorusi. W Polsce ukazały się jego dwie powieści „Chiton Zbawiciela. Tajemnica Piłata” (2017) oraz „Skarb Templariuszy” (2011)

Wybory prezydenckie na Białorusi miały miejsce 9 sierpnia 2020 r. Wśród kandydatów, nieznanych w większości Białorusinom, znajdował się również Aleksander Łukaszenko rządzący krajem przez ostatnie 26 lat.

Jak zawsze bezpośrednio przed wyborami emeryci otrzymali niewielki dodatek i jakieś ochłapy rzucono pracownikom budżetówki. Nieźle podkarmiono natomiast urzędników państwowych i organy ścigania oraz złożono im wiele kuszących obietnic. I jeszcze coś: dwóch największych rywali Łukaszenki dających najpoważniejsze nadzieje na lepszą przyszłość zamknięto w więzieniach, a trzeciego kontrkandydata odsunięto z przyczyn formalnych. Wszystkie białoruskie kanały telewizyjne zmieniły swoje programy i niestrudzenie kręciły filmy dokumentalne, jak to Łukaszenko w latach swej prezydentury zamienił piekło w raj.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem