Dwoje nastolatków zatrudnionych w jednym z lokali McDonald's w stolicy Peru Limie zginęło wskutek porażenia prądem podczas nocnej zmiany w ostatnią niedzielę. Według doniesień dziewiętnastolatka Alexandra Porraas i osiemnastolatek Gabriel Campos zginęli porażeni przez maszynę do robienia napojów. Peruwiańskie władze poinformowały, jak donosi BBC, że będzie prowadzone dochodzenie w tej sprawie.

Operatorem marki McDonald's w Peru jest spółka Arcos Dorados. Wydała ona w poniedziałek oświadczenie, w którym stwierdziła, że łączy się „w żalu i bólu z rodzinami" i będzie współpracować z władzami, by ustalić dokładnie co się stało. Firmie grozi kara w wysokości 189 tysięcy soli (56 tys. dolarów czyli ok 215 tys. złotych) jeżeli peruwiański urząd bezpieczeństwa pracy Sunafil stwierdzi, że firma była odpowiedzialna za tragiczny wypadek.

Jednym ze skutków tragedii były także protesty w Limie, w których demonstranci domagali się poprawy bezpieczeństwa pracy. W mediach społecznościowych młodzi ludzie dzielili się historiami ze swoich miejsc pracy, które udowadniały, że problem ma ogólnokrajowy wymiar. Według oficjalnych peruwiańskich statystyk cytowanych przez „The Guardian" 70 procent pracowników w Peru pracuje w nieuregulowanych prawnie warunkach. Protesty mogły skłonić Arcos Dorados do zamknięcia lokali z powodu żałoby na dwa dni. Niezależnie od tego jakie były rzeczywiste powody zamknięcia – jest to dobry gest ze strony operatora marki McDonald's.

- Jeżeli prawa tych młodych ludzi zostały złamane, będziemy karać, jakkolwiek pieniądze nie są istotne, gdyż życie jest bezcenne – cytuje „The Guardian" ministrę pracy i promocji zatrudnienia Sylvię Cáceres.

Były minister pracy Peru Christian Sanchez twierdzi, że winę za śmierć dwojga nastolatków ponoszą zarówno prowadzący lokal, jak i rząd oraz lokalne władze.