Korespondencja z Brukseli
Przemówienia Donalda Trumpa było najbardziej wyczekiwanym momentem dorocznego Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku. – Ameryka jest rządzona przez Amerykanów. Odrzucamy ideologię globalizmu i przyjmujemy patriotyzm. USA nie powiedzą wam jak żyć, pracować czy się modlić. W zamian oczekujemy tylko poszanowania naszej suwerenności – powiedział amerykański prezydent.
Zaatakował ONZ-owską Radę Praw Człowieka za krytykę Stanów Zjednoczonych, zapowiedział, że jego kraj nie będzie już uczestniczył w pakcie ONZ na rzecz imigracji. Stwierdził też, że USA wycofają się z programów pomocowych dla tych, którzy nie są ich „przyjaciółmi".
Donald Trump jest wielkim przeciwnikiem wielostronnej współpracy międzynarodowej, w której każdy z uczestników oddaje jakąś część swojej suwerenności dla większego dobra. Wycofał się z paryskiego porozumienia klimatycznego, z ONZ-owskiej Rady Praw Człowieka, z UNESCO, zerwał podpisaną już umowę o partnerstwie transpacyficznym, nie ustaje w krytyce Światowej Organizacji Handlu i ONZ. Amerykański prezydent jest przekonany, że znacznie lepszą metodą osiągania celów w polityce jest zawieranie doraźnych dwustronnych umów, w których USA – jako strona silniejsza – zawsze będzie wygranym.
Unia Europejska nie wypełni tej pustki
– Historycznie relacje USA z ONZ były trudne, ale zawsze Stany Zjednoczone były numerem jeden tej organizacji. Teraz może się to zmienić. Im bardziej Donald Trump podważa rolę ONZ, tym większa staje się próżnia do wypełnienia – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Richard Gowan, uznany amerykański ekspert ds. ONZ. W Europie niektórzy politycy mają ambicję, żeby tę próżnię wypełniła UE.