To najdłuższa przerwa w pracy instytucji rządowych w historii kraju.
Amerykanie co prawda wciąż dostają listy, bo poczta amerykańska nie jest utrzymywana z pieniędzy podatników, tylko z obrotów tej placówki. Nadal dostają też czeki z zasiłkami od Social Security (odpowiednik polskiego ZUS). A ich sprawy sądowe (na razie) toczą się, jak zaplanowano.
Ale na później muszą odłożyć wycieczkę do muzeum Smithsonian w Waszyngtonie czy parku narodowego, bo te są zamknięte. Wybierając się w podróż samolotem, mieszkaniec Ameryki musi liczyć się z tym, że dłużej będzie stał w kolejce do punktu kontroli bezpieczeństwa.
Skutki częściowego paraliżu agencji rządowych mocno odczuwa jednak przede wszystkim ponad 800 tysięcy pracowników zatrudnionych w agencjach federalnych. Nie dostają pensji, mimo że wielu z nich wzywanych jest do pracy, by zapewnić płynność działalności placówek, w których są zatrudnieni. Dziesiątki tysięcy z nich to pracownicy, którzy żyją od wypłaty do wypłaty.
Media opisują trudne sytuacje, w których znalazły się całe rodziny utrzymujące się z pensji federalnych. „Mam dodatkową pracę i trochę oszczędności, więc jestem w stanie zarobić na jedzenie, martwię się jednak rachunkami" – mówi w jednym z programów telewizyjnych 49-letnia mieszkanka Kansas City, Mo., pracownica Departamentu Transportu.