Zdzisław Krasnodębski na antenie TOK FM był pytany o tekst, który ukazał się na łamach "Rzeczpospolitej" w 2010 roku. "Nie chcę Polski, w której polskość definiowana jest etnicznie, w której ludzie są dyskryminowani ze względu na swoje pochodzenie. Nie chcę Polski, w której homoseksualiści byliby prześladowani i nie mogli żyć w związkach prawnie uregulowanych" - pisał wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

"Nie chcę Polski, w której kobiety miałyby mieć gorsze szanse niż mężczyźni. Nie chcę Polski, w której panują szowinizm, antysemityzm i fanatyzm religijny. Nie chcę Polski zacofanej, zaściankowej"

- Pierwsza część tego nie budzi kontrowersji, bo przecież nikt nie chce, żeby w Polsce dochodziło do prześladowań. Jednak jest w tej chwili sprawa redefinicji instytucji w rodzaju małżeństwa czy rejestracji związków, i to jest kontrowersyjne. W ogóle w drugiej części tego tekstu pisałem, że nie chcę rewolucji obyczajowej - komentował na antenie Krasnodębski.

Zdaniem polityka PiS w Polsce rośnie obawa przed rewolucją obyczajową. - To widać w tej kampanii. Wyborcy, których ja spotykam, boją się rewolucji obyczajowej i kulturowej, jakiejś głębokiej przemiany - powiedział.

- Miałem dwóch-trzech znajomych homoseksualistów, którzy nie byli gejami, bo to jeszcze było przed ruchem gejowskim. Tak jak nie każda kobieta jest feministką, tak nie każdy homoseksualista jest działaczem gejowskim. To jest tak, że z pewnej kwestii życia prywatnego czyni się ideologię - dodał.