Były minister obrony narodowej zauważył, że w "tym chaosie i zagrożeniu, z którym mamy dzisiaj do czynienia, w sytuacji, w której z bardzo różnych stron padają i oskarżenia (związane z nowelizacją ustawy o IPN - przyp. red.)" wobec Polski padają też "słowa wspaniałe".
- Warto spojrzeć na tę sytuację z troszeczkę bardziej oddalonej perspektywy, na przykład z perspektywy, jaką zarysowuje znany amerykański tygodnik konserwatywny "Washington Examiner" - powiedział Macierewicz, wskazując, że w amerykańskiej gazecie napisano, iż "Stany Zjednoczone i prezydent Donald Trump muszą jak najszybciej podjąć decyzję co do tego, gdzie powinny stacjonować główne siły zbrojne Stanów Zjednoczonych w Europie".
- Od końca II wojny światowej główne siły amerykańskie w Europie stacjonowały i stacjonują w Niemczech. (...) Od ponad roku ta sytuacja uległa zmianie. Mamy do czynienia z batalionowymi grupami bojowymi, o których zadecydował szczyt NATO w Warszawie w 2016 roku. Mamy także, na podstawie umowy między Polską a USA, brygadę pancerną stacjonującą w naszym kraju. To jest siła łącznie około siedmiu tysięcy żołnierzy. Jest to jednak dużo mniej niż korpus Stanów Zjednoczonych stacjonujący w Niemczech - mówił były minister.
Macierewicz podkreślił, że autor artykuł w "Washington Examinerze" wzywa, by przenieść główne siły amerykańskie do Polski. - Najwyższy czas, żeby to Polska stała się głównym, nie tylko politycznym, ale także militarnym sojusznikiem i punktem odniesienia dla Stanów Zjednoczonych w Europie. Różne są powody, na które wskazuje autor tego artykułu. (...) Bezpośrednim punktem jest decyzja pani Angeli Merkel, związana z zawarciem układu z SPD, niewywiązania się ze zobowiązania przeznaczania na obronność 2 proc. rocznie PKB.
- Angela Merkel jesienią zeszłego roku mówiła, że Niemcy będą wydawały te 2 proc PKB. To zostało złamane w umowie z SPD, gdzie zrezygnowano z tego wymogu. Spotkało się to z gwałtowną reakcją Stanów Zjednoczonych – mówił Macierewicz.