Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który aktywa OFE nazwał „środkami publicznymi", nie wróży nic dobrego warszawskiej giełdzie, na której fundusze emerytalne są największym krajowym inwestorem instytucjonalnym. Dlaczego? Kolejne rządy będą mogły jeszcze łatwiej po nie sięgnąć.
– Całkowita likwidacja OFE to kwestia następnego spowolnienia gospodarczego – twierdzi Jarosław Lis, zarządzający funduszami inwestycyjnymi BPH TFI. A to znaczy, że na giełdzie podaż akcji polskich a spółek będzie większa niż popyt na nie.
Dołujące kursy
OFE w dalszym ciągu nie będą mogły inwestować w obligacje Skarbu Państwa. Wolno im kupować akcje, przede wszystkim polskie, choć „kupować" to nie najlepsze słowo. Nawet bez kolejnego skoku na OFE w najbliższych latach fundusze dostaną ze składek mniej pieniędzy, niż będą przekazywać do ZUS w ramach mechanizmu tzw. suwaka, zgodnie z którym oszczędności klienta dziesięć lat przed jego przejściem na emeryturę są stopniowo przenoszone do ZUS.
Było to już widoczne w I połowie tego roku, gdy OFE dostały ze składek 1,3 mld zł, a do ZUS oddały 2,1 mld zł. W praktyce oznacza to, że fundusze, mające w akcjach polskich ponad 110 mld zł (dane na koniec września), będą musiały więcej sprzedawać, niż kupować, dołując w ten sposób kursy na GPW.
Reklamy bez znaczenia
Przedstawiciele rynku kapitałowego nie ukrywają, że liczyli na inną decyzję TK. – Mieliśmy nadzieję, że orzeczenie utrudni dalszy demontaż funduszy emerytalnych, uniemożliwi rządowi kolejne sięgnięcie po oszczędności – mówi Tomasz Bardziłowski, wiceprezes Vestor Domu Maklerskiego.