Władysław Kosiniak-Kamysz ma szansę pokonać Andrzeja Dudę?

Najważniejsza na tym etapie jest maksymalna mobilizacja aby zawalczyć o wejście do 2 tury. Uważam, że jest to w zasięgu WKK. Jest bardzo zdeterminowany a u konkurencji po anty-pisowskiej stronie tego nie widzimy. Od momentu ogłoszenia decyzji o zamiarze kandydowania bardzo intensywnie pracuje spotykając się z Polakami. Wierzę, że w 2 turze jest w stanie pokonać Andrzeja Dudę, który okazał się być prezydentem słuchającym nie Polaków ale swojego prezesa. Nadał przez to urzędowi Prezydenta całkowicie partyjny a nie państwowy format. Prezydent mówił, że nie chce być notariuszem rządu a okazał się biernym wykonawcą woli szefa swojej partii.

Co będzie najważniejsze w tej kampanii?

Przekonanie Polaków, że zmiana jest możliwa. Że nowa osoba na stanowisku Prezydenta może być tym „game changerem”, od której zacznie się nowy początek i odbudowa wspólnoty Polaków. To zadanie na wiele lat, a mądry Prezydent potrafiący stanąć ponad podziałami partyjnymi, budujący porozumienie skłóconego narodu powinien być animatorem takich wysiłków. Władysław Kosiniak Kamysz buduje taki format i dobrze wypełni taką rolę. Przywróci godność urzędu Prezydenta. Jest samodzielny i potrafi słuchać ludzi.

Czy zdominują ją sprawy międzynarodowe, w tym relacje Polski z UE?

Sprawy zagraniczne i bezpieczeństwa to naturalne prezydenckie domeny. Niestety działanie w obszarze bezpieczeństwo i polityki obronnej to jeden wielki skandal. Mam na myśli programy uzbrojenia polskiej armii, zwolnienie kilkuset najlepiej przygotowanych oficerów WP, pominięcie polskiego przemysłu w projektach offsetowych. Wydajemy na ten cel olbrzymie kwoty a polska gospodarka na tym nie korzysta. Pozycja i reputacja Polski w Europie i na świecie na skutek błędów rządzących jest niestety bardzo słaba. Nie potrafimy budować skutecznych porozumień i sojuszy. Symbolicznym tego wymiarem jest słynne głosowanie 27:1. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Ostatnio dobitnym tego przykładem było osamotnienie Polski na Radzie Europejskiej ws.klimatu gdzie nawet Węgry i Czechy dołączyli do porozumienia  a my zostaliśmy sami. W kraju usłyszeliśmy zaś o spektakularnym sukcesie. To dlatego m.in. potrzebujemy zmiany na stanowisku prezydenta.

Czym polityka samorządowa w kraju różni się od polityki w Parlamencie Europejskim?

Samorząd to codzienne rozwiązywanie problemów ludzi, lokalna wspólnota i tzw. władza pierwszego kontaktu, która daje poczucie wpływu na rzeczywistość. W PE, pracując nad aktami prawnymi pracuje się bardziej nad tym jak będzie ona wyglądała za kilka, kilkanaście lat.To co mi bardzo odpowiada tutaj, to inna jakość debaty publicznej niż w Polsce, język, którym się operuje w PE, kultura polityczna, pewien kodeks, który tu funkcjonuje. Za obrażenie kogoś można zostać wykluczonym z debaty, mogą pojawić się sankcje, które przewodniczący stosują podczas niemal każdej sesji (w Polsce karze się tylko przeciwników politycznych). Ostatnio któryś z posłów umieścił obraźliwe nagranie w internecie, które nagrał w PE i też został za to ukarany. Trzeba ważyć słowa. To jest dobre. Język w polskiej debacie publicznej zaszedł za daleko w jego brutalizacji. W Polsce wiele mówi się o mowie nienawiści, ale niewiele osób się do tego stosuje.


Pytanie jak w Polsce ta debata może się zmienić. Bo o tym, że powinna mówią wszyscy, od PiS po Lewicę.


W pewnym stopniu wpływa na to jakaś sprzeczność. Ludzie z jednej strony mówią, że nie podobają im się kłótnie polityków, ale z drugiej strony chcą ich widzieć polityków w roli gladiatorów: walczcie, a my będziemy sobie oglądać i wybierzemy komu damy szanse na przeżycie.Wyborcy lubią tę plemienną rozgrywkę. Trudno będzie nam z tego wyjść. Mówi się o tym, że nowe pokolenie parlamentarzystów jest nadzieją, że może oni wniosą nowe wartości, ponieważ nie mają tak dużej wzajemnej niechęci do siebie. Mam nadzieję, że tak się stanie.

W PE nie ma języka walki, ale polityka jest.

Tak, ta polityka w PE jest bardziej subtelna. Mieści się za fasadą poprawności politycznej. Są limity czasu i każdy musi skupić się na bardzo konkretnych merytorycznych przekazach. Oczywiście zdarzają się politycy, którzy chcą „poharcować”, ale to są epizody, które nie burzą procesu całej pracy legislacyjnej. Pojawił się postulat, by PE miał prawo do inicjatywy ustawodawczej, którą dziś ma tylko KE. Ale moim zdaniem byłoby to nazbyt niebezpieczne ze względu na dzisiejszą kondycję wspólnoty i duże różnice w gronie jej członków. Widać to np. podczas głosowań dotyczących spraw światopoglądowych. Gdyby PE miał prawo inicjatywy ustawodawczej, pojawiłaby się pokusa, żeby wchodzić w ideologiczne projekty. Na przykład wielu europosłów ma problem jeśli pojawiają się rezolucje dotyczące np. kwestii edukacji seksualnej w Polsce a kwestia ta traktatowo jest przypisana prawodawstwu krajowemu. Moim zdaniem coraz częściej PE jest wykorzystywany jako platforma do rozgrywek politycznych na rynku krajowym, ze szkodą dla reputacji Polski. Nie powinno tak być. Inna sprawa jest że nasi rządzący dają ku temu wiele powodów.

Czy zapowiadany przez KE Nowy Zielony Ład jest kompatybilny z polskimi realiami,  rolnictwem i przemysłem?

Zmiany klimatyczne są faktem, chociaż jeszcze rok temu w Katowicach prezydent Andrzej Duda próbował podawać w wątpliwość wpływ człowieka na klimat. Jest to potwierdzone naukowo. Wiemy, że trzeba iść w tym kierunku i większość zgadza się, że UE powinna być światowym liderem w tej kwestii. Już dzisiaj de facto, jako UE nim jesteśmy , skoro np. tylko w Unii funkcjonuje system handlu emisjami Co2 . Chińczycy zaczynają się nad tym zastanawiają. Wiemy, że bez globalnego wysiłku nie da się skutecznie przeciwdziałać zmianom klimatycznym. UE odpowiada tylko za niespełna 10 proc. globalnych emisji ( Chiny 27 proc., USA 15 proc., Indie 7 proc., Rosja 5 proc.).

Pytanie, jak Pana zdaniem powinny wyglądać postulaty Polski w tej sferze.
 
Dla nas ten proces zmian będzie najtrudniejszy. Deadline neutralności klimatycznej wyznaczony na 2050 rok jest ambitny, ale wykonalny. Jednak chodzi przede wszystkim o koszty. Dla Polski to będzie bardzo trudne. Jeśli oblicza się, że koszty dekarbonizacji polskiej gospodarki to co najmniej 500 miliardów euro, to nawet w perspektywie 30 lat są to olbrzymie kwoty. Koszt transformacji samego polskiego sektora energetyki to szacunek ponad 200 mld E. Dlatego zapoczątkowana jeszcze przez Jerzego Buzka idea funduszu sprawiedliwej transformacji wspierającej przemiany w regionach z dużą emisja jest ze wszech miar słuszna (deklaracja 35 mld E). Teraz jest to głównie zadanie dla rządu i to od jego sprawności negocjacyjnej zależy w jakim zakresie Polska uzyska wsparcie na realizację tego ambitnego celu. Wiemy, że to trzeba to robi ale osiągnięcie tego celu jest uzależnione od poziomu wsparcia jaki uda nam się uzyskać. Trzeba pokazywać, z jakiego poziomu startujemy, jakie dystanse mamy do nadrobienia. Pokazać, że autentycznie chcemy podjąć ten wysiłek, ale bez pomocy UE będzie nam bardzo trudno. Poza tym dużą część inwestycji np. w energetyce nasz kraj i tak musiałby zrealizować z uwagi na przestarzałe technologie. Z tej perspektywy więc Nowy Zielony Ład jest dla nas szansą.

Nikt może nie kwestionuje już zmian klimatycznych, ale czy widzi pan w tej przestrzeni nadmierne zideologizowanie tematu?

Sukces niemieckich „Zielonych” pokazuje, że tematy zyskują na znaczeniu w agendzie politycznej. Świadomość zagrożeń dla klimatu bardzo mocno rośnie też w społeczeństwie. I dobrze. Jakość życia i środowiska jest coraz ważniejsza. W PE i w Polsce również pojawił się wyścig, pewnego rodzaju samonakręcanie się. Główne grupy polityczne starają się być coraz bardziej zielone. Wszyscy wiemy, że trzeba chronić klimat, ale trzeba robić to tak, żeby nie „udusić” polskiej gospodarki. Ułudą jest przekonanie, że wypychając emisje poza granice UE (narzucając bardzo restrykcyjne przepisy firmom europejskim) rozwiążemy problem klimatu. Dla przykładu cement czy stal produkowana na Białorusi bez wymogów klimatycznych przyjedzie i tak do nas ciężarówkami dodatkowo emitując dwutlenek węgla. Przykład protestów zielonych kamizelek pokazuje, że po przekroczeniu pewnej granicy opór społeczny może zahamować realizację tego planu. Dlatego potrzebujemy realnych celów i łączenia potrzeby ochrony klimatu ze wspieraniem konkurencyjności gospodarki. Przygotowując stanowisko EPP na konwencję w Zagrzebiu wpisaliśmy, że do każdego tak ambitnego celu powinno zostać wpisane „impact assesment”. To znaczy, że trzeba dokładnie rozpisać skutki dla poszczególnych branż, jakie wyzwania wiążą się z osiągnięciem autonomii klimatycznej w 2050 r i wyższymi redukcjami CO2 już za 10 lat, ile będzie musiał ograniczyć przemysł, ile transport itd. Musimy mieć świadomość, co rzeczywiście się zadzieje. Chcemy, aby pokazywać jakie wyzwania stoją przed rolnictwem, przemysłem i każdą inną dziedziną i jakich dokładnie działań oczekuje się od poszczególnych sektorów. I zadbać o to aby te zmiany nie uderzyły najbardziej w najuboższych. Nowy Zielony Ład to dziś olbrzymie wyzwanie dla nas wszystkich.

Dla Donalda Tuska jako szefa EPP klimat też będzie ważny?

Myślę, że tak. W połączeniu pojawią się też kwestie wzrostu gospodarczego, innowacji. Ponieważ wraz z innowacjami mogą pojawić się nowe rozwiązania, które sprawią, że ograniczenia nie będą musiały by tak drastyczne. Natomiast myślę, że Tusk będzie wręcz musiał wziąć odpowiedzialność za koordynowanie tych spraw i budowanie konsensusu wokół nich.

Spór polityczny w Polsce przenosi się do kuluarów w PE?

Nie dzieje się to wprost. Nawet jeśli politycy niekoniecznie się lubią, to na pewno się szanują. To widać np. gdy poszczególni posłowie pełnią rolę gospodarzy pewnych wydarzeń, zapraszamy się nawzajem, na spotkaniach pojawiają się politycy PSL, PO i PiS, SLD czy Wiosny w jednym miejscu. Potrafimy rozmawiać mając jednocześnie świadomość, że się różnimy. Gdy lądujemy z powrotem w Warszawie, wtedy wyostrzają się instynkty walki, ale w PE staramy się przyjmować perspektywę delegacji krajowej i myślenie, że rywalizacja staje się bardziej międzypaństwowa. Ostatnim takim dobrym przykładem było wspólne wystąpienie do komisarz ds. konkurencji ws. rekompensat dla polskiego przemysłu energochłonnego podpisane przez posłów PO, PSL, PIS, Wiosny i SLD

Co w stylu pracy w PE Pana zaskoczyło najbardziej?

Nowością dla mnie było np. to, że roli kierowniczej w komisjach nie pełnią przewodniczący, ale faktycznie koordynatorzy polityczni grup, które są w PE i to oni wyznaczają agendę, dzielą tematy pomiędzy różne grupy polityczne. Ciekawy jest dla mnie również zakres moich działań, ponieważ jestem w Komisji Środowiska, Zdrowia Publicznego i Jakości Żywności i w Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii. Emisja, smog, Nowy Zielony Ład to główne tematy agendy KE. Duża część budżetu, bo aż 1/4 zostanie przeznaczona na klimat i czuję, że jestem w centrum tych działań. Praca w komisjach daje mi również horyzontalne spojrzenie na to, jak w budżecie rozmieszczone są działania głównych polityk. Cennym doświadczeniem był dla mnie również udział w koncyliacjach budżetowych, które trwały prawie 20 godzin. Są to ciekawe doświadczenia, choć mam świadomość, że wciąż jestem tu debiutantem.

Współpraca Magdalena Pernet