Co mijający rok mówi o polskiej klasie politycznej?
Potwierdziło się to, co wiadomo od dawna, obie strony sporu pokazały swoje mocne i słabe strony. Prawo i Sprawiedliwość wzmocniło społeczną legitymację, pozyskując kolejnych wyborców, zajęło większość społecznego centrum, utrzymało kluczową na drodze do centrum zdolność samoograniczania się, zarazem wciąż borykało się z problemami kadr na różnych szczeblach. Opozycja pozostała w kręgu wyborców z dominującą pozycją miejskiej klasy średniej, która karnie stawia się przy urnach, ale nie wypracowała drogi do centrum, a przynajmniej do ograniczenia jego mobilizacji przez PiS. Po czterech latach zamieszania, prób wewnętrznych rewolucji okazało się, że realnie wśród opozycji istnieją PO, SLD i PSL, a więc nihil novi.
PiS przegrał Senat, nie zdobył też tak dużej przewagi w Sejmie, a koalicjanci Jarosława Kaczyńskiego umacniają się. Władza potyka się też o Mariana Banasia i rosnące ceny. Czy PiS słabnie?
Trudno mówić o słabnięciu, lepsze określenie obecnej sytuacji to pat. PiS, silny społecznym poparciem, osłabił polityczne podstawy swoich rządów, co było efektem paradoksu – w sytuacji wejścia do Sejmu wszystkich startujących partii model d'Hondta nie działał standardowo. Problemem PiS jest przede wszystkim nikła przewaga w Sejmie i liczba mandatów sojuszników. Ceny i kwestia NIK mogą mieć znaczenie tylko wtedy, gdyby doszło do silnego tąpnięcia gospodarki.
Czy konflikt o praworządność z unijnymi instytucjami oraz osobne stanowisko w kwestiach klimatycznych mogą zaszkodzić PiS?