– To w ogóle nie jest prawdziwa partia, lecz projekt wyborczy – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Audrius Bačiulis, konserwatywny publicysta tygodnika „Veidas".
Na czele tego projektu stoi Ram?nas Karbauskis – jeden z najbogatszych ludzi na Litwie i największy posiadacz ziemi (zwany z tego powodu latyfundystą).
Związek Rolników i Zielonych to odgrzany pomysł starej Partii Chłopskiej, na której czele stała kobieta, była premier Kazimiera Prunskiene. Wtedy było to ugrupowanie prorosyjskie. – Karbauskis też był początkowo zwolennikiem przyjaźni z Moskwą, był antynatowski i antyunijny. Teraz nie mówi niczego, co można by uznać za prorosyjskie, choć handluje nawozami rosyjskimi, a jego brat pracuje w Moskwie. Ludzie, których wziął na listy, też nie są prorosyjscy – mówi Bačiulis. Dodaje, że są to ludzie o bardzo różnych poglądach, np. w sprawach obyczajowych. Dlatego trudno mówić o programie tego „projektu wyborczego".
Zdaniem Bačiulisa patronat nad projektem sprawuje prezydent Dalia Grybauskait?, której zależy na tym, by ludzie Karbauskisa utworzyli przyszły rząd ze wspieranymi przez nią konserwatystami oraz z liberałami, jeżeli w ogóle po aferze korupcyjnej wejdą do Sejmu.
Na czele konserwatystów stoi młody polityk z zasłużonej politycznej rodziny. 34-letni Gabrielius Landsbergis, wnuk Vytautasa, pierwszego przywódcy ponownie niepodległej Litwy, patriarchy konserwatystów, do dziś mającego wielki wpływ na elity polityczne kraju.
Jakie są szanse na to, że przyszłym premierem Litwy będzie Landsbergis? Spore, dlatego że konserwatyści tradycyjnie zdobywają wiele miejsc w Sejmie w okręgach jednomandatowych. Ze 141 posłów 71 wybieranych jest właśnie w nich, pozostali z list krajowych (obowiązuje 5-procentowy próg). Ostateczne wyniki poznamy jednak dopiero po drugiej turze 23 października. Na pewno nadziei na utrzymanie stanowiska nie stracił obecny premier, lider socjaldemokratów Algirdas Butkevičius.