To już taki rytuał: w trzecim tygodniu września do Nowego Jorku zjeżdżają przywódcy kilkudziesięciu krajów na tzw. posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Ale w świecie, w którym już nie tylko autorytarne reżimy Chin i Rosji, ale także Ameryka nie wierzy w organizacje multilateralne, sens takiej inicjatywy staje pod znakiem zapytania.
Nowy Jork zalany
Przewodnim tematem tegorocznego spotkania jest powstrzymanie ocieplenie klimatu Ziemi. – Oczekuję od przywódców przedstawienia planów działania, nie przemówień – zaapelował sekretarz generalny Antonio Guterres.
I faktycznie, jeśli obecne tempo zmiany klimatu nie zostanie powstrzymane, przed końcem wieku samo organizowanie dorocznych zjazdów w Nowym Jorku przestanie być możliwe. Wówczas poziom wody w rzekach uchodzących do Atlantyku w okolicach metropolii podniesie się nawet o dwa metry. I choć sam budynek ONZ, który stoi na podwyższeniu, nie zostanie jeszcze zalany, to stanie się tak z wieloma okolicznymi hotelami, w których zatrzymują się goście Zgromadzenia Ogólnego, oboma lotniskami (LaGuardia i JFK), na których lądują, i liniami metra, których mogą używać.
Ale burmistrz Nowego Jorku nie wierzy, by debaty w ONZ mogły coś zmienić. – My już nie dyskutujemy o globalnym ociepleniu. Jedyne pytanie, które sobie stawiamy, to gdzie zbudować bariery, które osłonią miasto – przyznał Bill de Blasio.
W poniedziałkowym, otwierającym trzydniowy cykl rozmów spotkaniu w sprawie klimatu weźmie udział kanclerz Merkel, prezydenci Francji i Polski. Jednak nie będzie ani Donalda Trumpa, ani Xi Jinpinga, przywódców dwóch największych trucicieli świata.