USA chcą resetu z Unią

Pompeo przybył do Brukseli. A do Waszyngtonu poleciał wysłannik Macrona.

Aktualizacja: 04.09.2019 06:10 Publikacja: 03.09.2019 19:21

Sekretarz stanu USA Mike Pompeo (z przodu) we wtorek w Parlamencie Europejskim w Brukseli

Sekretarz stanu USA Mike Pompeo (z przodu) we wtorek w Parlamencie Europejskim w Brukseli

Foto: AFP

Po obu stronach Atlantyku widać wzmożoną aktywność w celu poprawy wyjątkowo złych relacji między Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską. Amerykański sekretarz stanu w poniedziałek i wtorek spotkał się w Brukseli ze wszystkimi nowymi szefami najważniejszych europejskich instytucji.

Z tymi, co już urzędują, jak David Sassoli, i z tymi, co dopiero przygotowują się do objęcia obowiązków. Czyli z desygnowaną na przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, przyszłym przewodniczącym Rady Europejskiej Charles'em Michelem oraz przyszłym wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Josepem Borrellem.

Główne spory

– Chcemy resetu wzajemnych relacji i te spotkania mogą być tego katalizatorem – powiedział amerykański ambasador przy UE Gordon Sondland w wywiadzie dla Politico. Według niego Pompeo miał w Brukseli poruszyć najważniejsze tematy, takie jak handel, Iran, europejskie inicjatywy obronne, Chiny i technologia 5G.

W każdym z nich między stronami jest duży spór. Jeśli chodzi o handel, to USA wprowadziły karne cła na stal i aluminium, grożą podobnymi na samochody i blokują funkcjonowanie Światowej Organizacji Handlu. W relacjach z Chinami stawiają na otwarty konflikt, czego elementem jest także blokowanie chińskiej ekspansji technologii 5G.

A jeśli chodzi o inicjatywy obronne, to USA chcą co prawda, żeby Europa więcej inwestowała w swoją obronę, ale nie podoba im się wykluczanie amerykańskich firm z programów finansowanych z unijnego budżetu

Chwilowa przychylność Trumpa wobec Iranu

W sprawie Iranu UE chce podtrzymania umowy z 2015 roku, w której Teheran zobowiązał się do zahamowania programu nuklearnego w zamian za zniesienie sankcji. Donald Trump jednak jednostronnie z tej umowy się wycofał.

I choć Europejczycy zdecydowali się ją podtrzymywać, to bez Amerykanów nie ma to żadnego sensu. Bo Waszyngton jednocześnie wprowadził sankcje dla wszystkich firm, również europejskich, które weszłyby w biznes z Iranem.

Co oznacza, że kraj ten znów zostanie skazany na gospodarczą izolację i na nowo będzie rozwijał program nuklearny. Europa za wszelką cenę chce tego uniknąć, stąd nieoczekiwany ruch ze strony prezydenta Francji, który na szczyt G7 w Biarritz ponad tydzień temu zaprosił irańskiego ministra spraw zagranicznych Dżawada Zarifa. Z Zarifem rozmawiali tylko Macron i jego minister obrony, ale o spotkaniu był poinformowany obecny w Biarritz Donald Trump i miał odnieść się do niego pozytywnie.

– Może lepiej byłoby, gdyby o spotkaniu zostali też uprzedzeni europejscy partnerzy Macrona. Ale samą próbę należy ocenić jako pożądaną – mówi „Rzeczpospolitej" Sven Biscop, ekspert belgijskiego think tanku Egmont Institute. Według niego na długiej liście spornych spraw między USA i UE to temat, w którym wiele się teraz dzieje i przełom jest możliwy. Macron postanowił wykorzystać chwilową przychylność Trumpa i namówić go do zniesienia sankcji. Do Waszyngtonu poleciał we wtorek francuski minister gospodarki Bruno Le Maire z konkretną propozycją wartego 15 mld euro kredytu dla Iranu, za który kraj ten płaciłby dostawami ropy do końca tego roku. Jednak warunkiem byłyby gwarancje ze strony USA niestosowania sankcji w tym czasie.

Podobno o sprawie wspominał Macron w rozmowie z Trumpem w Biarritz i ten nie powiedział „nie".

Strategiczne konsultacje

– Zawsze wiele inwestowaliśmy w dobre relacje, osobiście przewodniczący Juncker – powiedziała rzeczniczka Komisji Europejskiej. Rzeczywiście, Jean-Claude Juncker pojechał do Waszyngtonu w lipcu 2018 roku, żeby powstrzymać wprowadzenie sankcji na europejskie samochody, i udało mu się to.

Ale wszystko to są chwilowe inicjatywy, bo nie wiadomo, jak trwałe są decyzje Trumpa. Dlatego trudno też ocenić, co może wyniknąć z zaskakująco dobrej atmosfery na szczycie w Biarritz i następującego po nim wzmożenia dyplomatycznych kontaktów. – Najważniejsze, żeby ze sobą rozmawiać w sposób trwały i ustrukturyzowany – uważa Sven Biscop. Jego zdaniem w erze prezydentury Trumpa nie ma żadnej przewidywalności po stronie amerykańskiej i nie wiadomo, kto powinien być rozmówcą w administracji Białego Domu czy Departamencie Stanu. A to konieczne, bo różnice między stronami są już zbyt widoczne.

– Nie musimy się zgadzać w 100 procentach, ale trzeba prowadzić strategiczne konsultacje, bo zupełnie się rozjedziemy – uważa ekspert.

Po obu stronach Atlantyku widać wzmożoną aktywność w celu poprawy wyjątkowo złych relacji między Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską. Amerykański sekretarz stanu w poniedziałek i wtorek spotkał się w Brukseli ze wszystkimi nowymi szefami najważniejszych europejskich instytucji.

Z tymi, co już urzędują, jak David Sassoli, i z tymi, co dopiero przygotowują się do objęcia obowiązków. Czyli z desygnowaną na przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, przyszłym przewodniczącym Rady Europejskiej Charles'em Michelem oraz przyszłym wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Josepem Borrellem.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"
Polityka
Jest decyzja Senatu USA ws. pomocy dla Ukrainy. Broń za miliard dolarów trafi nad Dniepr
Polityka
Argentyna: Javier Milei ma nadwyżkę w budżecie. I protestujących na ulicach