– Podejrzewam, że senatorowie PiS dostali po łapach z sugestią, by więcej nie wygłupiać się w tej sprawie – mówi senator niezrzeszony Grzegorz Napieralski. W ten sposób komentuje to, co stało się we wtorek na posiedzeniu senackiej Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji. Wbrew swojej wcześniejszej decyzji wstrzymała ona prace nad petycją dotyczącą zmian w tzw. ustawie dezubekizacyjnej.
Ustawę PiS uchwalił 16 grudnia 2016 roku w Sali Kolumnowej. Tego dnia wybuchł sejmowy kryzys, a salę obrad blokowała opozycja. Ustawa przewiduje obniżenie emerytur i rent byłym funkcjonariuszom służb specjalnych PRL. W sumie obcięto 39 tys. świadczeń do wysokości od 850 do 1700 zł.
Kontrowersje związane z ustawą dotyczą jej bezwzględnego charakteru. Po pierwsze, świadczenia obniżono funkcjonariuszom, którzy w bezpiece przepracowali choć jeden dzień. Po drugie, dotknęła osób, które nie miały nic wspólnego z gnębieniem opozycji. Objęła m.in. piłkarzy z resortowych klubów sportowych, funkcjonariuszy, którzy w wolnej Polsce narażali życie, walcząc z przestępczością zorganizowaną, a nawet oficerów operacji „Samum" w Iraku i Kuwejcie w 1990 roku.
Emeryturę stracił też pewien weteran służby poza granicami państwa, który brał udział w misjach w Bośni i Kosowie. Powodem obniżenia świadczenia był krótki staż w pionie prewencyjno-dochodzeniowym Wojskowej Służby Wewnętrznej. „Gdy wyjeżdżałem kolejny raz na misję, moja żona i dzieci nie wiedziały, czy wrócę cały i zdrowy" – napisał do Senatu. Zażądał wyłączenia spod ustawy takich osób jak on, a w maju senacka komisja przegłosowała wniosek o kontynuowanie prac nad tym postulatem.
We wtorek podjęła jednak odwrotną decyzję, a na posiedzeniu senatorowie PiS ostro atakowali pomysł złagodzenia ustawy, twierdząc, że „nadszedł czas sprawiedliwości". Petycji bronił tylko senator Napieralski.