Trump przyjął rolę gospodarza szczytu

Janusz Sibora: Wtorkowe spotkanie jest sukcesem i nikt tego prezydentowi USA nie odbierze. Jest to również sukces Singapuru, którego pozycja na arenie międzynarodowej wzrośnie.

Publikacja: 12.06.2018 19:48

Dr Janusz Sibora

Dr Janusz Sibora

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Jak ocenia pan singapurskie spotkanie od strony protokołu dyplomatycznego?

Dr Janusz Sibora, historyk dyplomacji: Już od razu: ze sposobu powitania, mowy ciała – mogliśmy odczytać intencje prezydenta Trumpa i przywódcy Korei Północnej. Powitanie było więcej niż poprawne, ale jeszcze nie przyjacielskie. Dobrym zwiastunem były też flagi obu państw w tle. Dotychczas, podczas rozmów na linii USA-Korea Pólnocna ich nie było. Gdy Madeleine Albright została w 2000 r. zaproszona przez Kim Dzong Ila do Pjongjangu, wspólne zdjęcie wykonano na tle tapety z morskimi falami...

Jakie znaczenie ma obecność flag?

Świadczy to o tym, że obaj przywódcy de facto uznają swą prawną międzynarodową podmiotowość, ale i siebie jako wiarygodnych partnerów. To ważne, bo przecież oba kraje jeszcze nie podpisały traktatu, który zakończyłby stan wojny między nimi. Istotne było też to, że przywódcy weszli do pomieszczenia dwoma wejściami – każdy osobno. W dyplomacji to klasyczna zasada, pokazująca równość oraz szacunek dla każdego z partnerów.

Który z przywódców wypadł lepiej?

Donald Trump z każdą minutą spotkania czuł się coraz bardziej komfortowo i to on wyglądał, jakby był gospodarzem. Kim Dzong Un był nieco speszony. Trump spełniał się w podwójnej roli: prezydenta USA, a także stałego bywalca salonów. Jego życiowa pasja, czyli podejmowanie gości, pomogła mu podczas szczytu, chociażby do całkiem zgrabnego ocieplania atmosfery w trakcie spotkania. Z racji swego wieku, ale też realiów politycznych, wziął na siebie odpowiedzialność. Co więcej, był bardzo eleganckim i powściągliwym gospodarzem. Szczyt odbywał się w kraju azjatyckim, dlatego też prezydent USA nie mógł sobie pozwolić na jakikolwiek gest, który by godził w szacunek partnera. W Azji utrata twarzy przez polityka jest nie do pomyślenia. Trump podszedł do spotkania z rewerencją i troską, by doszło do następnych szczytów.

Jak ocenia pan wystrój pomieszczeń?

Amerykanie bardzo poważnie podeszli do szczytu w Singapurze, o czym świadczy choćby stół, na którym przywódcy podpisali komunikat końcowy. Stół to mebel polityczny – ma dużą moc. Amerykanie w Białym Domu mają kolekcję stolików, w których zawiera się cała historia Stanów Zjednoczonych. Tym razem Donald Trump i Kim Dzong Un obradowali przy stole z 1939 r., który na prośbę ambasady USA w Singapurze został wypożyczony z muzeum. Mebel ten zanim trafił do muzeum służył w budynku Sądu Najwyższego. Fakt, że to Amerykanie – nie zaś np. MSZ Singapuru – zamówili stół, który swą wielkością miał podkreślić wagę spotkania, wskazuje, że już wcześniej amerykańscy dyplomaci wiedzieli, że komunikat końcowy zostanie podpisany. Pokazuje to również siłę protokołu dyplomatycznego, który zawiera w sobie rytuał polityczny i pozwala nam odczytać intencje polityków nawet wtedy, gdy nic nie mówią.

Można już ocenić, że rozmowy w Singapurze były sukcesem, czy na taką ocenę jest jeszcze za wcześnie?

Mając w pamięci stan stosunków między USA i Koreą Północną sprzed kilku miesięcy, kiedy Pjongjang przeprowadzał kolejne testy rakiet balistycznych, można powiedzieć, że Donald Trump przeciął gordyjski węzeł tych sporów i pokazał, że jest gotowy na „nowy początek". W podobnym duchu na rezultat tych rozmów zareagował premier Japonii, tzn. z jednej strony jego reakcja była powściągliwa, bo to dopiero początek negocjacji, a z drugiej, to, co zostało osiągnięte, przyjął z zadowoleniem i nadzieją na przyszłość. Na pewno pojawią się głosy krytyki ze strony malkontentów, zwłaszcza przeciwników politycznych Trumpa w USA i „wszystkowiedzących" jajogłowych z Waszyngtonu, ale niewątpliwie wtorkowy szczyt jest sukcesem i nikt Trumpowi tego nie odbierze. Jest to również sukces i promocja Singapuru, którego pozycja na arenie międzynarodowej teraz wzrośnie.

—rozmawiał Łukasz Lubański

Rzeczpospolita: Jak ocenia pan singapurskie spotkanie od strony protokołu dyplomatycznego?

Dr Janusz Sibora, historyk dyplomacji: Już od razu: ze sposobu powitania, mowy ciała – mogliśmy odczytać intencje prezydenta Trumpa i przywódcy Korei Północnej. Powitanie było więcej niż poprawne, ale jeszcze nie przyjacielskie. Dobrym zwiastunem były też flagi obu państw w tle. Dotychczas, podczas rozmów na linii USA-Korea Pólnocna ich nie było. Gdy Madeleine Albright została w 2000 r. zaproszona przez Kim Dzong Ila do Pjongjangu, wspólne zdjęcie wykonano na tle tapety z morskimi falami...

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Unia nie potrafiła nas ochronić. Ale liczymy na to, że to się zmieni
Polityka
Prezydent Botswany grozi. Słonie trafią do Hyde Parku?
Polityka
Orbán: Celem czerwcowych wyborów jest zmiana przywództwa Unii Europejskiej
Polityka
Spiker Izby Reprezentantów wyznaczył termin głosowania nad pomocą dla Ukrainy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka