Liberałowie, czyli Partia Wolnych Demokratów (FDP), odgrywali przez dziesięciolecia rolę języczka u wagi w niemieckiej polityce. To oni często kierowali MSZ, a wieloletni szef tego resortu Hans-Dietrich Genscher nadał ostateczny kształt niemieckiej polityce wschodniej Willy'ego Brandta, a więc także otwarcia na Polskę. To Guido Westerwelle, ostatni szef niemieckiej dyplomacji z ramienia FDP, stanął po stronie Polski na początku obecnej dekady w sporze z Eriką Steinbach dotyczącym ważnej sprawy składu władz fundacji budującej berlińskie centrum wypędzeń. Otrzymał za to Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Zasługi RP.
Dzisiaj FDP zajmuje się innymi problemami. Od czterech lat jest poza Bundestagiem, po raz pierwszy od chwili swego powstania (na rok przed utworzeniem RFN w 1949 r.). Tragedia wydarzyła się w 2013 r., kiedy to po wspólnej kadencji rządów z CDU/CSU Wolni Demokraci nie zdołali pokonać 5-proc. progu wyborczego.
Wiele wskazuje na to, że we wrześniowych wyborach sytuacja będzie inna. W ubiegłą niedzielę zagłosowało na Wolnych Demokratów 12,6 proc. wyborców w Nadrenii Północnej-Westfalii (NRW), landzie, w którym mieszka co czwarty obywatel RFN. Nieco wcześniej FDP zdobyła ponad 11,5 proc. głosów w Szlezwiku-Holsztynie.
Z najnowszych sondaży instytutu INSA na zamówienie „Bild Zeitung" wynika, że we wrześniowych wyborach liberałowie liczyć mogą na przyzwoite 8 proc. głosów. Daleko to wprawdzie do roztrwonionego rekordu z 2009 r. w postaci 14,6 proc., ale wystarczająco wiele, aby przywódcy FDP mogli poważnie myśleć o powrocie na ministerialne fotele. Na razie koalicja CDU/CSU i FDP powstanie zapewne w NRW.
Jeżeli przyjąć, że obie partie chadeckie uzyskają taki wynika jak w większości sondaży, a więc w okolicach 36 proc., to FDP nie będzie w stanie zapewnić pani kanclerz większości w Bundestagu. Trzecim partnerem takiej koalicji mogą być Zieloni z skromnymi sondażowymi 6 proc.