Przed wyborami deszcz prezentów dla Netanjahu

Na dwa tygodnie przed wyborami prezydent USA czyni wszystko, aby wygrał je obóz radykalnie prawicowy

Publikacja: 24.03.2019 18:00

Premier Netanjahu na tle fotografii kandydatów Likudu do Knesetu

Premier Netanjahu na tle fotografii kandydatów Likudu do Knesetu

Foto: AFP

Najpierw była czwartkowa wspólna wizyta Bejnamina Netanjahu przy Ścianie Płaczu z  Mike'em Pompeo. Tym bardziej symboliczna, że jest to część Jerozolimy uznawana przez społeczność międzynarodową za obszar przez Izrael okupowany. Pompeo był więc pierwszym przedstawiciel USA tej rangi, który udał się tam z oficjalną wizytą. Na ten gest w Waszyngtonie czekał już Donald Trump z kolejną rewelacją.

„Po 52 latach jest czas, aby USA uznały suwerenność Izraela nad Wzgórzami Golan" – napisał na Twitterze chwilę później.  Na wspólnej z amerykańskim sekretarzem stanu konferencji prasowej premier Izraela miał  w czwartek ze szczęścia łzy w oczach, dziękując Ameryce za kolejny prezent, tym bardziej cenny, że wysłany tuż przed  kwietniowymi wyborami do Knesetu.

Wzgórza dla Izraela

Od chwili gdy Trump jest gospodarzem Białego Domu, Netanjahu jest obsypywany prezentami politycznymi na skalę do tej pory w Izraelu niespotykaną.

Pierwszym była decyzja przeniesienia amerykańskiej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy, potem wystąpienie USA z porozumienia atomowego z Iranem. Paktowi z Iranem przeciwstawiał się od zarania Netanjahu, wschodząc w niezwykle ostry konflikt z administracją Baracka Obamy.  Z myślą o premierze Izraela  Amerykanie wystąpili z inicjatywą niedawnej konferencji w  Warszawie w sprawie Iranu, co umożliwiło Netanjahu pokazanie się w towarzystwie wysłanników państw arabskich. To prezent nr 3. Kolejnym są Wzgórza Golan. – Znajdują się w rękach Izraela dłużej, niż sprawowała nad nimi kontrolę Syria i w odczuciu społecznym są niezwykle ważne dla zapewniania bezpieczeństwa państwa. Z tego powodu deklaracja Trumpa ma dla Netanjahu wymierną wartość polityczną – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Efraim Inbar, szef Jerusalem Center for Strategic Studies.

Strategicznie ważne wzgórza, z których przy dobrej pogodzie widać Damaszek, zostały zajęte przez Izrael w wyniku wojny w 1967 roku. W 1981 roku na mocy specjalnej ustawy zostały inkorporowane przez państwo żydowskie. Rada Bezpieczeństwa ONZ uznała, że decyzje Izraela nie mają żadnej mocy prawnej. Obecnie są częścią izraelskiej linii obrony przeciwko bojownikom wspieranego finansowo i zbrojonego przez Iran Hezbollahu, zwalczającego Izrael z terytorium Syrii.

Biały Dom czeka

To nie koniec prezentów. W poniedziałek przed wyborami premier Izraela zostanie przyjęty w Białym Domu. We wtorek podejmowany tam będzie oficjalnym obiadem. Przekaz dla  izraelskich wyborców jest jasny, że jedynie Bibi – jak powszechnie jest nazywany Netanjahu –   jest w stanie skłonić Waszyngton do sprzyjającej Izraelowi polityki w sprawie Syrii, Iranu i wobec Palestyńczyków. Wobec tego zasługuje na kolejną kadencję. Tym razem przy wydatnej pomocy Donalda Trumpa.

Jest on noszony w Izraelu na rękach. Aż 86 proc. obywateli  państwa żydowskiego jest przekonanych, że realizując cele swej polityki zagranicznej USA biorą pod uwagę interes Izraela. To światowy rekord. Dla porównania w Polsce takiego zdania jest 38 proc. obywateli, jak wynika z badań instytutu PEW w roku ubiegłym.

Dzieje się to na dwa tygodnie przed wyborami do Knesetu, które zadecydują o tym, czy rządzący nieprzerwanie od 13 lat Netanjahu stanie na czele rządu po raz piąty w swej karierze. – Nie ma obaw, że sprawa Wzgórz Golan może uniemożliwić przyszłe rozwiązania polityczne czy też wpłynąć negatywnie na oczekiwany plan pokojowy Jareda Kushnera –przekonuje prof. Inbar. Przypomina, że Departament Stanu zaprzestał ostatnio używania określenia „tereny okupowane" w odniesienie do Zachodniego Brzegu, czyli obszaru Autonomii Palestyńskiej, zastępując je terminem „obszar pod kontrolą Izraela". Sprawa przyszłości Zachodniego Brzegu i konfliktu palestyńsko-izraelskiego znika w okresie wyborczym z pola widzenia izraelskiej polityki. Dzieje się tak po raz pierwszy od konferencji w Madrycie i porozumienia z Oslo z 1993, kiedy to pojawiła się perspektywa rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego według formuły znanej pod angielską nazwy two state solution, czyli formalnego uznania  państwa palestyńskiego związanego porozumieniem pokojowym z państwem żydowskim.

– Atmosfera w Izraelu jest obecnie taka, że nawiązywanie do takiej formuły budzi automatycznie skojarzenia z nieprzejednaną lewicą, by nie powiedzieć lewactwem – mówi „Rzeczpospolitej" Daniel Bettini z „Jediot Ahronot".

Wszystko możliwe

Unika tej tematyki także najpoważniejszy konkurent Netanjahu, jakim jest Benny Gantz, generał, były szef sztabu, szef listy niebiesko-białych, czyli sojuszu dwu ugrupowań: Hosen Israel (Odporność Izraela) – Gantza – oraz Jesz Atid  (Jest przyszłość ) ugrupowania byłego ministra finansów Jaira Lapida.

Większość sondaży z 20–22 marca daje obecnie przewagę niebiesko-białym nad blokiem Likud pod kierunkiem Netanjahu, który może stracić dwa–trzy miejsca w 120-osobowym Knesecie. Obecnie dysponuje 31 mandatami, co wraz z partiami koalicji daje większość rządową. To może się jednak zmienić, jeżeli koalicja niebiesko-biała zdoła pokonać Likud. Ułatwi jej to poszukiwania koalicjantów nawet na prawej stronie sceny politycznej, terenie opanowanym do tej pory przez Likud.

Przy tym kampania odbywa się w warunkach, gdy nad premierem ciążą co najmniej trzy poważne oskarżenia korupcyjne. Co więcej, prokurator generalny zapowiedział już, że postawi premiera w stan oskarżenia, ale po wyborach. Nie będzie mógł wtedy kierować rządem. – Wszelkie spekulacje na temat przyszłego rządu są bezcelowe. Wszystkie scenariusze są możliwe, nawet koalicja niebiesko-białych z Likudem – mówi Daniel Bettini.

Najpierw była czwartkowa wspólna wizyta Bejnamina Netanjahu przy Ścianie Płaczu z  Mike'em Pompeo. Tym bardziej symboliczna, że jest to część Jerozolimy uznawana przez społeczność międzynarodową za obszar przez Izrael okupowany. Pompeo był więc pierwszym przedstawiciel USA tej rangi, który udał się tam z oficjalną wizytą. Na ten gest w Waszyngtonie czekał już Donald Trump z kolejną rewelacją.

„Po 52 latach jest czas, aby USA uznały suwerenność Izraela nad Wzgórzami Golan" – napisał na Twitterze chwilę później.  Na wspólnej z amerykańskim sekretarzem stanu konferencji prasowej premier Izraela miał  w czwartek ze szczęścia łzy w oczach, dziękując Ameryce za kolejny prezent, tym bardziej cenny, że wysłany tuż przed  kwietniowymi wyborami do Knesetu.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"