Matteo Renzi, który w 2014 r. został najmłodszym (39 lat) premierem w historii Włoch, podjął się zadania godnego Herkulesa: ożywienia drepczącej w miejscu od lat gospodarki. Dwa lat później musiał dać za wygraną. Od tego czasu reformy zostały zasadniczo przez Rzym zaniechane.
W minionym tygodniu Renzi, który dziś stoi na czele niewielkiej (48 deputowanych i senatorów na 951) partii Italia Viva, wrócił jednak to dawnego planu. Zagroził wyjściem z lewicowej koalicji rządowej, jeśli środki, jakie Bruksela przekaże Włochom na odbudowę po pandemii, nie zostaną wykorzystane na przebudowę gospodarki. – Italia Viva ma 3 proc. poparcia, a Conte cieszy się zaufaniem ok. 60 proc. Włochów. Renzi szuka okazji, aby znów stać się główną postacią centrum włoskiej sceny politycznej – zbywa w rozmowie z „Rzeczpospolitą" strategię byłego premiera Matteo Villa z mediolańskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (ISPI).
Jeśli takie były intencje Renziego, tanio sprzedał skórę. Premier zgodził się na niewielkie (do 18 mld euro) zwiększenie nakładów na modernizację służby zdrowia z europejskiego funduszu, kolejne 5 mld euro pójdzie na rozbudowę sieci internetowej piątej generacji (5G). Zasadniczo jednak środki mają posłużyć do ożywienia gospodarki na krótką metę. Conte wie, że pandemia bardzo zwiększyła skalę biedy (Caritas mówi o wzroście o 40 proc. liczby ustawiających się po darmową żywność). Premier czuje też na plecach oddech prawicowej koalicji Ligi, Braci Włochów i Forza Italia, która bez trudu odzyskałaby władzę w razie przedterminowych wyborów.
Brakiem reform zaniepokojony jest też jednak Bank Włoch. Jego ekonomista Fabrizio Balassone ostrzega: większa konsumpcja i wydatki państwa nie poprawią wydajności.
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda wspaniale. Conte wrócił 11 grudnia ze szczytu w Brukseli, zgarnąwszy lwią część Funduszu Odbudowy: 28 proc. z 750 mld euro (209 mld euro). Z tych środków darowizny stanowią 81 mld euro (46 mld euro po odliczeniu wkładu Włoch). Reszta to preferencyjne kredyty, które kraj będzie jednak musiał w końcu spłacić. I bez tego Rzym skończył 2020 r. z gigantycznym długiem odpowiadającym 160 proc. PKB, najwięcej w Unii poza Grecją. Na razie z jego obsługą nie ma problemu, skoro Europejski Bank Centralny od roku prowadzi na bezprecedensową skalę (3 bln euro) akcję skupu obligacji państw UE, stopy procentowe EBC są na rekordowo niskim poziomie. To prędzej czy później musi się jednak zmienić, co może wepchnąć kraj w pętlę kredytową.