Korespondencja z Nowego Jorku
Amerykański wywiad Iranowi przypisuje wysłanie listów elektronicznych do wyborców w kilku stanach. – Miały one na celu zastraszenie ludzi, podżeganie do protestów oraz zaszkodzenie prezydentowi Trumpowi – powiedział podczas środowej konferencji prasowej John Ratcliffe, dyrektor amerykańskiego wywiadu, który krytykowany jest w USA za przejmowanie agendy Białego Domu, chociaż funkcja przez niego sprawowana powinna być apolityczna. Niektóre e-maile wyglądały, jakby zostały wysłane przez popierające Trumpa radykalnie prawicowe grupy, w tym Proud Boys. – Mamy wszystkie twoje dane. Jak nie zagłosujesz na Trumpa, to dopadniemy cię – brzmiało ich przesłanie.
Zaprzeczenie
– Nie będziemy tolerować ingerencji w nasze wybory ani żadnej innej kryminalnej działalności, która zagraża wiarygodności demokratycznych wyborów – zapewnił w środę Christopher Wray, dyrektor FBI, który w przeciwieństwie do Ratcliffe’a, nie jest w dobrych stosunkach z prezydentem Trumpem i może stracić swoje stanowisko.
Iran ostro zaprzeczył oskarżeniom, nazywając je próbą amerykańskiej administracji podważenia wiarygodności własnych wyborów. – Iran nie jest zainteresowany ingerencją w amerykańskie wybory i nie ma oczekiwań co do ich wyników – powiedział Alireza Mirjusefi, rzecznik irańskiej misji przy ONZ.
Podejrzenia wobec Teheranu krążyły w Waszyngtonie już od kilku miesięcy. – Iran próbuje zaszkodzić demokracji w USA, prezydentowi Trumpowi i podzielić kraj przed wyborami – mówił w sierpniu przedstawiciel wywiadu William Evanina.