Trudno powoływać się na prawo międzynarodowe, aby przeciwdziałać sankcjom eksterytorialnym, jeżeli USA powołują się na względy bezpieczeństwa narodowego oraz negatywne skutki dla własnej gospodarki – taką opinię przedstawili autorzy ekspertyzy dla Bundestagu na temat prawnomiędzynarodowych aspektów budowy Nord Stream 2, opracowanej na wniosek posłanki postkomunistycznej Lewicy.

Niemiecki rząd odrzuca zdecydowanie wszelkie zapowiedzi amerykańskich sankcji. Eksperci Bundestagu doszli do wniosku, że krytyka sankcji na gruncie prawa międzynarodowego nie jest właściwa. „Nawet jeśli projekt Nord Stream 2 nie ma bezpośredniego wpływu na bezpieczeństwo narodowe USA, nie można wykluczyć skutków pośrednich” – napisano w ekspertyzie, do której dotarła agencja DPA. Jej autorzy powołują się na porozumienie regulujące zasady działania Światowej Organizacji Handlu (WTO) oraz na układ o przyjaźni, handlu i stosunków konsularnych zawarty w 1954 roku pomiędzy USA a Niemcami. Oba dokumenty zawierają zastrzeżenia, że strony mają prawo do samodzielnej oceny zagrożeń dla własnego bezpieczeństwa.

Donald Trump zarzuca Niemcom, że w chwili gdy liczą na militarne wsparcie USA, zamierzają podwoić import rosyjskiego gazu i co za tym idzie, wzmacniają gospodarczo Rosję i jej potencjał wojenny. Podobnie argumentują niemieccy Zieloni i domagają się wycofania Niemiec z dalszej budowy drugiej nitki gazociągu po dnie Morza Bałtyckie. Die Linke są przeciwnego zdania, podobnie jak Alternatywa dla Niemiec (AfD). Liberałowie z FDP mówią o zamrożeniu budowy na pewien czas. W łonie partii koalicji rządowej pojawiają się przeciwnicy dalszej budowy, lecz minister gospodarki Peter Altmeier (CDU) jest za jej ukończeniem.

Tak samo jak premierzy wszystkich wschodnich landów.