"Czarny piątek" to piątek po Święcie Dziękczynienia. W Stanach Zjednoczonych oznacza początek sezonu zakupów przed świętami Bożego Narodzenia, a sklepy wabią klientów znacznymi obniżkami cen.

W ostatnich latach zwyczaj staje się coraz bardziej popularny także w innych krajach, m.in. we Francji, na co nie wszyscy politycy znad Sekwany patrzą z entuzjazmem. Zdaniem krytyków, "czarny piątek" negatywnie wpływa na środowisko naturalne i sprzyja dużym internetowym sklepom, na czym tracą mali przedsiębiorcy.

Minister ds. transformacji ekologicznej Elisabeth Borne przyznała, że zdaje sobie sprawę, iż dla wielu obywateli Francji możliwość skorzystania z promocji jest ważna. Według niej, dobrze, gdy "czarny piątek" pomaga małym sklepom. - Ale prawda jest taka, że to przede wszystkim olbrzymia handlowa operacja wielkich internetowych sprzedawców - dodała. Zdaniem minister, "czarny piątek" przyczynia się do tworzenia "korków, zanieczyszczeń i emisji gazów".

W przyszłym miesiącu francuski parlament ma zająć się propozycją wprowadzenia zakazu "czarnego piątku" we Francji. Komisja legislacyjna rozpoczęła debatę na ten temat w poniedziałek. "Skończmy z nadmierną konsumpcją i komunikatami wprowadzającymi konsumentów w błąd" - postulował na Twitterze członek Zgromadzenia Narodowego, Matthieu Orphelin.

W ramach protestów przeciw "czarnemu piątkowi", aktywiści zablokowali magazyn firmy Amazon na południu Paryża. Podobne protesty i pikiety odbyły się w piątek w wielu regionach kraju, m.in. w Lille, Lyonie i Bordeaux.