Rzeczpospolita: Mniejszość krajów UE przysłała na konferencję bliskowschodnią do Warszawy swoich ministrów spraw zagranicznych. Węgry tak, pana. Czy to gest wobec Polski czy wobec Ameryki?
Minister Péter Szijjártó: Mam zasadę: jeśli polski minister zaprasza mnie na jakieś wydarzenie, to biorę w nim udział. Po drugie chodzi o temat. Bliski Wschód może się geograficznie wydawać daleki, ale ostatnie lata dowiodły, że cokolwiek tam się dzieje, ma bezpośredni wpływ na nasz region Europy Środkowej w kwestii bezpieczeństwa. Przykładem kryzys migracyjny.
Ale migracja nie jest wymieniana wśród tematów konferencji.
Nie jest. Ale jeśli sytuacja na Bliskim Wschodzie się ustatkuje, to mamy większą szansę uniknąć następnych fal imigracyjnych. Jeżeli sytuacja będzie nadal niestabilna, musimy się liczyć z presją imigracyjną.
Niemcy przysłały wiceministra, Francja i Hiszpania dyrektorów z MSZ. Czy to znaczy, że znowu grozi nam podział na starą i nową Europę, jak w czasach George'a Busha w 2003 roku, tym razem z powodu Iranu, a nie Iraku, jak wówczas?