Konferencja Episkopatu Konga (CENCO) zaapelowała do komisji wyborczej o ujawnienie prawdy o wynikach kilka godzin po tym, jak komisja poinformowała, że ze względu na oczekiwanie na wyniki z aż 80 proc. lokali wyborczych, może nie być w stanie podać wstępnych wyników 6 stycznia. Wcześniej w kraju wyłączono internet i uniemożliwiono wysyłanie sms-ów, aby uniemożliwić rozpowszechnianie nieoficjalnych i niezweryfikowanych wyników wyborów.
"Dane w posiadaniu (CENCO) z raportów komisji wyborczych wskazują na to kogo wybrano na prezydenta" - powiedział rzecznik Episkopatu Konga o. Donatien Nshole.
CENCO informuje, że Kościół wysłał do lokali wyborczych 40 tysięcy obserwatorów monitorujących pierwsze wybory prezydenckie od 2011 roku.
Nshole przyznał, że obserwatorzy byli świadkami "nieprawidłowości", ale "nie powinny one znacząco wpłynąć na wybór mieszkańców Konga jasno wyrażony przez urnę wyborczą".
Wybory prezydenckie z niedzieli to próba pierwszego pokojowego przekazania władzy w Kongo od 1960 roku, czyli od uzyskania niepodległości przez ten kraj.
W czasie wyborów Kongijczycy wybierali następcę Josepha Kabilli rządzącego krajem od 17 lat. Kabilla powinien był ustąpić z urzędu w 2016 roku, gdy kończyła się jego konstytucyjna kadencja, ale prezydent powołał się na klauzulę w ustawie zasadniczej pozwalającą przedłużyć prezydenturę. W efekcie w kraju doszło do protestów, krwawo tłumionych przez władzę.