Wprowadzanie niejasnych przepisów, które mogą stać się w przyszłości narzędziem do ograniczania swobód swoich politycznych przeciwników powinno zawsze – i nie tylko u dziennikarzy – budzić słuszny opór. Tym różnią się społeczeństwa Zachodu od tych ze Wschodu, że być może na wschodzie jest większy porządek, jednak na Zachodzie od kilkuset lat, kluczowe są osobiste wolności. Dlatego dziennikarze – i wszyscy ludzie miłujący wolność – powinni stać na straży indywidualnych swobód i wolności wyrażania swoich opinii.
Tym razem jednak jest inaczej. Chodzi o sprawę jednostkową. Uważam, że polskie państwo powinno zrobić wszystko, by nie doszło dziś do manifestacji narodowców przed Ambasadą Izraela w Warszawie. Zarówno z powodu tego, kto ów wiec organizuje, jak i z powodu gorących emocji, które wybuchły po nowelizacji ustawy o IPN.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że wszystkie organizowane ostatnimi czasy imprezy przez ONR czy Młodzieży Wszechpolskiej kończyły się awanturami. Pamiętamy, jak kilkanaście haseł ściśle rasistowskich – przy absolutnej bierności służb porządkowych - nadało przekaz wszystkim relacjom z Marszu Niepodległości z 2017 roku. Pamiętamy androny, jakie opowiadał rzecznik Marszu o konieczności wprowadzenia „separatyzmu rasowego”. Pamiętamy happening asystenta posła Winnickiego, który wieszał na szubienicy wizerunki polityków opozycji. Pamiętamy jak wyglądają uliczne marsze organizowane przez ONR, treści jakie tam padają. Kto nie pamięta, niech odsłucha jawnie antysemickiego przemówienia byłego księdza Jacka Międlara z Wrocławia 11 listopada, a później jego filmików, w których oskarżał prezydenta Dudę o uleganiu lobby reprezentowanego przez przodków Pierwszej Damy. Naprawdę nie potrafimy wyciągać żadnych wniosków z przeszłości? Tak trudno sobie wyobrazić, co mogą wykrzykiwać narodowcy pod ambasadą Izraela?
Do tego dodać jeszcze trzeba falę antysemickiego szamba, które wybiło w ostatnich dniach, po tym, jak Izrael oprotestował nowelizację ustawy o IPN, która przewiduje wsadzanie do więzienia osób, które przypisują Polakom udział lub współodpowiedzialność za zbrodnie III Rzeszy. Te emocje jeszcze nie opadły. Czy naprawdę nie potrafimy wyciągać wniosków z tego, co dzieje się w mediach społecznościowych, ba co widzieliśmy nawet w telewizji zwanej publiczną.
Teraz wyobraźcie sobie państwo, że w świat idą zdjęcia uczestników wiecu – który nosi niewinną nazwę „Stop antypolonizmowi” – wznoszących antysemickie hasła. I oto mamy już gotowy przekaz o tym, że Polska najpierw przegłosowuje ustawę zakazującą mówienia o udziale Polaków w Holokauście – tak ona jest odbierana za granicą – a następnie po protestach Izraela, przed ambasadą tego kraju odbywa się antysemicka demonstracja. Ci, którzy źle życzą Polsce, nie mogą sobie wyobrazić lepszego prezentu, niż potwierdzenie tezy o polskich antysemitach, którzy chcą wybielić swój udział w zagładzie Żydów.