Z jednej strony dobrą wiadomością, jest to, że Marszałek zadeklarował, że nowe, surowsze przepisy dotyczące pracy mediów w parlamencie nie wejdą w życie. I że nie będzie żadnych obostrzeń do czasu przeprowadzenia konsultacji z przedstawicielami polskich mediów.

Gorszą wiadomością jest jednak zauważalna determinacja Marszałka Karczewskiego, by zasady pracy dziennikarzy w Sejmie i Senacie zmienić. Obecne zasady nie są może idealne, ale od kilkunastu lat dobrze funkcjonują. Można je poprawić, ale determinacja PIS jest niepokojąca. Wszak ta determinacja doprowadziła do tego, że przyjęto projekt zasad pracy dziennikarzy w Sejmie, który radykalnie ogranicza dostęp nie tyle dziennikarzy, co obywateli do wiedzy o tym, co się dzieje w parlamencie. Dobrze, że Marszałek uznał te propozycje za niebyłe, pytanie jednak skąd się one w ogóle wzięły.

Część komentatorów zarzuciła dziennikarzom, którzy wzięli udział w poniedziałkowym (ale też i sobotnim) spotkaniu, że pomagają PiS wyjść z twarzą z kryzysu politycznego i że dali się politykom rozegrać. To bardzo niemądre postawienie sprawy. Przecież redaktorzy naczelni (podpisał się pod tym również Bogusław Chrabota, szef „Rzeczpospolitej”) dwa miesiące temu napisali do marszałka Sejmu z apelem o rozmowy w sprawie zasad pracy dziennikarzy w Sejmie. Przecież po to we czwartek protestowali pod sejmem. Przecież dlatego urządzono w 22 mediach piątkowy protest przeciw planowanym ograniczeniom. Gdyby po tym wszystkim dziennikarze powiedzieli: „nie, nie będziemy uczestniczyli w politycznym show” całkiem skompromitowaliby siebie i to o co walczą. I właśnie wtedy pokazaliby, że ich protest nie dotyczył wolności słowa, lecz był tylko metodą walki z partią rządzącą.

Gdy już sprawa dostępności mediów do parlamentu stała się powodem do protestu opozycji i do licznych protestów ulicznych, odmowa udziału w rozmowach z Marszałkiem Karczewskim, który został przez prezesa PiS upoważniony do negocjacji z dziennikarzami, byłaby działaniem czysto politycznym. Przy tym dość nieodpowiedzialnym, bo kto jak kto, ale media nie powinny celowo prowadzić do eskalacji obecnego kryzysu parlamentarnego. Dlatego należy się cieszyć, że przynajmniej ta spraw została wyjaśniona i że szefowie redakcji od prawa do lewa przyszli w poniedziałek do Senatu porozmawiać o tym, jak powinna wyglądać praca dziennikarzy w Sejmie.

Nie wiemy, jakie propozycje przedstawi polskim mediom Marszałek Senatu na początku stycznia. Wiadomo jednak, że wreszcie sprawy przybrały właściwą kolejność, to znaczy, że Stanisław Karczewski zapewnił, że tym razem przeprowadzone zostaną konsultacje z zainteresowanymi środowiskami, a dopiero potem nowe regulacje wejdą w życie. Dobre i to.