Niestety, wiele wskazuje na to, że go nie doświadczą. I wcale nie chodzi o to, że ten dzisiejszy Kościół opustoszał, nie tylko z powodu koronawirusa, ani nawet o to, że jego ogromna siła, jaką było duszpasterstwo młodzieży, jakoś stopniowo go opuściła i teraz z młodzieżą mamy dramat. Nie chodzi także o to, że opustoszały również seminaria i nowicjaty, więc za kilkanaście lat będziemy mieć podobne problemy, jakie mają z obsadzeniem parafii Irlandczycy czy Niemcy. To wszystko są kwestie drugorzędne. Istotniejsze jest zupełnie co innego. To, że ten Kościół, który ustami kard. Stefana Wyszyńskiego, św. Jana Pawła II, ks. Jerzego Popiełuszki i wielu wielu innych, uczył nas, jak żyć w czasach trudnych, jak brać się za bary z własnym Westerplatte, jak podnosić się z upadków i iść do przodu, że ten Kościół hierarchiczny gdzieś na naszych oczach znika, zamiera, snuje opowieści o tym, że niczego nie pamięta, że nic nie wie, że o złych rzeczach dowiedział się dopiero wczoraj (najdalej przedwczoraj), że robi wszystko, jak należy i że nic specjalnego nie ma sobie do zarzucenia. I to jest ten sam Kościół, ci sami ludzie, którzy z entuzjazmem wzywali nas do wyznania grzechów ludzi Kościoła, którzy podkreślali, że mamy być uczniami św. Jana Pawła II, którzy uznawani byli za najważniejszych, najbliższych uczniów papieża z Polski.