Irena Lasota: Rosyjska formuła na Krym

Tydzień temu pisałam, że wbrew pozorom, czy wbrew temu, co się niektórym wydaje, w Polsce nie ma specjalnie pogłębionej wiedzy na temat tego, co dzieje się za wschodnią granicą, a zwłaszcza na terytorium zwanym Federacją Rosyjską. Jest to o tyle smutne czy warte refleksji, że przed wojną istniała w Polsce – a po wojnie w Stanach Zjednoczonych – tak zwana polska szkoła sowietologiczna. Byli to analitycy oraz znawcy Rosji i Związku Sowieckiego, na których polegano ze względu na ich metody badawcze i pogłębioną wiedzę o prawdziwych, nie zawsze widocznych mechanizmach funkcjonowania państwa będącego połączeniem Imperium Rosyjskiego i nowej formy organizacji społeczeństwa zwanej komunizmem.

Aktualizacja: 13.10.2019 07:21 Publikacja: 11.10.2019 18:00

Irena Lasota: Rosyjska formuła na Krym

Foto: AFP

W Polsce najwięcej mówi się o Ukrainie, zwłaszcza wtedy, gdy głośno o niej na łamach prasy światowej. Obecne zainteresowanie jest wywołane zarówno przez „ukraińską aferę" prezydenta Trumpa, jak i projekt zwany formułą Steinmeiera, który powinien raczej nazywać się projektem Władimira Putina. Pomysły, dosyć luźne, zawarte w tym projekcie są już wypróbowywane od ponad 30 lat, a to w Górnym Karabachu, a to w Abchazji, Mołdawii czy Czeczenii.




Rosja mówi o wyborach, nazywając je wolnymi, tylko wtedy, gdy ma pewność, że będą one przez nią dokładnie kontrolowane; słowa takie jak „proces" (miński – w przypadku Karabachu czy rosyjskiej agresji na Ukrainę) czy „formuła" (Steinmeiera) są słowami pułapkami, które mało co znaczą w polityce zagranicznej, a mają sugerować, że coś – nie wiadomo co – będzie się działo.

Najprawdopodobniej dziać się będzie na różnych spotkaniach czy konwentyklach w różnych stolicach, po których będzie się mówiło z nadzieją, że na następnym spotkaniu, że przy okrągłym stole... Zgoda na „proces" czy „formułę" oznacza, że państwa zgadzające się rezygnują z prostych rozwiązań, takich jak wycofanie wojsk z okupowanego terytorium, zawieszenie broni czy podporządkowanie się uprzednio przyjętym konwencjom czy zobowiązaniom. Wprowadzanie do gry „obserwatorów OBWE" jest również pomysłem na większą kontrolę ze strony Rosji.

W przypadku Ukrainy sprawa jest raczej jasna. Głównym celem Rosji, przygotowywanym od dawna, była okupacja i aneksja Krymu. Ataki na wschodnią Ukrainę nie były tak starannie przygotowane i na pewno naiwne było liczenie Moskwy na masowe poparcie ludności rosyjskiej czy rosyjskojęzycznej ze wschodniej Ukrainy. Formuła Steinmeiera daje Rosji możliwość wytargowania korzystnych dla siebie warunków w patowej sytuacji na wschodzie Ukrainy, ale – co ważniejsze – jest de facto potwierdzeniem rosyjskiego wchłonięcia Krymu.

A na Krymie panuje terror, jakiego nie było jeszcze w Federacji Rosyjskiej. Z wyjątkiem Czeczenii oczywiście, ale tam ludzi po prostu mordowano – na Krymie skazuje się ich na wieloletnie więzienie. Kilka dni temu sąd w Rostowie nad Donem skazał Tatara krymskiego Rusłana Zejtulajewa na 15 lat więzienia za zupełnie zmyśloną przynależność do terrorystycznej organizacji Hizb ut-Tahrir. Rosja stosuje terror w stosunku do całego narodu Tatarów krymskich oraz do tych Ukraińców i (nielicznych) Rosjan, którzy nie zaakceptowali rosyjskiej okupacji.

Represje w stosunku do Tatarów są dla Rosji w miarę bezpieczne. Jeśli przesadzą i będzie za duże podniecenie międzynarodowe, zawsze mogą wymienić jeńców na swoich zabójców i szpiegów. Jeśli zaś skażą niezbyt znanych ludzi, jak Zejtulajew (młody ojciec trojga małych dzieci) czy ponad stu innych w podobnej sytuacji, posłuży to zastraszaniu całej liczącej około 200 tys. osób społeczności Tatarów krymskich. Oskarżanie ich o terroryzm gwarantuje zaś milczenie opinii publicznej – tak na świecie, jak i w Rosji (jeśli takowa jeszcze istnieje). Właśnie mija 13 lat od zamordowania w Moskwie Anny Politkowskiej...

Trudno jest spodziewać się solidarności w obronie praw człowieka również od potężnych państw określających się jako muzułmańskie, zwłaszcza że one wiedzą doskonale, że na Krymie nie ma żadnych organizacji ani nawet grup fundamentalistycznych. A muzułmanie zamieszkujący Federację Rosyjską czy tereny byłego Związku Sowieckiego związani są bardziej więzami etnicznymi niż religijnymi. O czym więcej następnym razem, jeśli kogoś to interesuje.

W Polsce najwięcej mówi się o Ukrainie, zwłaszcza wtedy, gdy głośno o niej na łamach prasy światowej. Obecne zainteresowanie jest wywołane zarówno przez „ukraińską aferę" prezydenta Trumpa, jak i projekt zwany formułą Steinmeiera, który powinien raczej nazywać się projektem Władimira Putina. Pomysły, dosyć luźne, zawarte w tym projekcie są już wypróbowywane od ponad 30 lat, a to w Górnym Karabachu, a to w Abchazji, Mołdawii czy Czeczenii.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Żadnych czułych gestów
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy