Po pierwsze, nie szkodzić – jedna z najbardziej bezwarunkowo akceptowanych zasad, które studentom medycyny wbija się do głów od pierwszych zajęć, jest tak wszechobecna, że przyjęło się ją traktować jako część przysięgi Hipokratesa, choć nigdy nią nie była.
Kiedy zastanowić się nad nią głębiej, okazuje się nie tylko nieludzko trudna do realizacji, ale i w pewien sposób okrutna. Oto lekarz, psychoterapeuta, fizjoterapeuta czy ratownik medyczny stają przed cierpiącą osobą wymagającą pomocy, czasami natychmiastowej, i zanim jej udzielą, muszą wziąć pod uwagę wszelkie okoliczności, uwzględnić całą swoją wiedzę, aby mieć całkowitą pewność, że nie zaszkodzą. A jeśli się zawahają? Jeśli nie mają całkowitej pewności? Czy powinni się powstrzymać od działania? Zasada mówi twardo: tak. Nieczynienie szkody ma pierwszeństwo przed czynieniem czegoś, co choć może pomóc, niesie ze sobą zbyt duże ryzyko szkody. Czasem więc powinniśmy powstrzymać się od udzielenia pomocy cierpiącemu człowiekowi. W myśl zasady „primum non nocere" niedziałanie jest lepsze od działania pochopnego, niepewnego.
A jednak, kiedy przyjrzeć się praktykom medycznym, okazuje się, że w miejsce tej naczelnej zasady wkracza inna, przeciwna do niej: „melius anceps remedium quam nullum" – lepsze niepewne lekarstwo niż żadne. Niosący pomoc wolą zrobić cokolwiek niż nic. A nuż przyniesie to ulgę w cierpieniu?
Motywy, które kierują ludźmi skłaniającymi się do takiego działania, bywają różne. Mogą próbować coś zrobić wiedzeni współczuciem lub presją ze strony pacjenta. Może popychać ich do tego nacisk otoczenia, żądania rodziny chorego lub nawet przełożonych. Czasami powodem jest awersja do bezradności, którą odczuwają, powstrzymując się od działania, lub potrzeba potwierdzenia własnych kompetencji i poczucia własnej zawodowej wartości. Nierzadko też stoją za tym pobudki ekonomiczne – wszak pacjenci chętniej wracają do lekarza, terapeuty, który zrobił cokolwiek, przepisał jakikolwiek lek, zastosował jakąkolwiek interwencję, niż do takiego, który rozłożył ręce, twierdząc, że w tej sytuacji nie ma pewnej, sprawdzonej metody i on w myśl zasady „primum non nocere" nie może się podjąć leczenia.
Puste rytuały terapii
Jednoznacznie negatywna, kategoryczna ocena poddania się prymatowi „melius anceps remedium quam nullum" byłaby wyłącznie manifestacją absolutyzmu moralnego, który jest mi raczej obcy. Sprawiedliwego sądu o takim postępowaniu nie można wypowiedzieć, nie uwzględniając z jednej strony jego motywu, z drugiej zaś konsekwencji. Wyrazem tego jest akceptowany powszechnie w badaniach medycznych współczynnik ryzyka do korzyści („risk benefit ratio"). Zamiast w obliczu minimalnego nawet ryzyka bezwzględnie powstrzymywać się od działania, kalkulujemy stosunek ryzyka szkody do potencjalnych korzyści, jakie może odnieść pacjent.