Ostatnio na festiwalu Nowe Horyzonty obejrzałem film „Wysoka dziewczyna" Rosjanina Kantemira Balagova. Choć mrocznych filmów o traumie wojennej było już sporo, ten zrobił na mnie ogromne wrażenie, m.in. pod względem pracy reżysera z aktorami. Widz sam powinien rozszyfrować metodę twórcy, nie chcę jej zdradzać. Powiem jedynie, że to kino, które zostaje z nami długo po seansie. Podczas projekcji odczuwa się ogromny dyskomfort emocjonalny. I choć wydaje się, że to odrzucające, jest w tym coś odkrywczego.
Kinem rosyjskim od zawsze się fascynowałem. Zaczęło się od Tarkowskiego, ale jest cała lista kapitalnych reżyserów, tworzących w czasach ZSRR. Wczuwam się w tę mentalność. Jeśli chodzi o kino amerykańskie, lata 70. przyniosły co najlepsze. Wtedy powstały m.in. „Czas apokalipsy" i „Taksówkarz".
Mam za to problem z poleceniem dokumentów. Wydaje mi się, że te pełnometrażowe w pewnym stopniu przegrywają z fabułą pod względem emocjonalności. Gdy sam mierzyłem się z długimi dokumentami jako twórca, także miałem to wrażenie. Poleciłbym serię „Polska szkoła dokumentu" wydaną przez Filmotekę Narodową – Instytut Audiowizualny. Najbardziej tych reżyserów, którzy eksperymentują, ale prezentują to, co ginie w tym gatunku – myślenie obrazem i formą. Współczesny dokument opiera się na reporterskiej realizacji, w której jest mało szacunku do plastyki, obecnej przecież w fabule. Mówię to jako operator: film powinien operować sztuką wizualną. Obrazy Wojciecha Wiszniewskiego oraz mojego profesora Bogdana Dziworskiego są pod tym względem bardzo wyrafinowane. Warto obejrzeć je wszystkie. Opowiadają o PRL w sposób bardzo formalny, ale są wciąż aktualne.
Interesuję się również czasami Polski międzywojennej. Ostatnio przeczytałem biografię słynnej aktorki „Ina Benita. Za wcześnie na śmierć". Benita współpracowała z kontrwywiadem AK, ale zakochała się w niemieckim oficerze, który został wysłany za to na front wschodni. Autor, Piotr Gacek, dotarł do wielu nieznanych informacji na temat artystki. Jego świetna książka ukazuje tragizm tej postaci.
Kilka dni temu kupiłem też „Jeszcze żyjemy. Lato 39" Marcina Zaborskiego o ostatnich dniach przed wojną. Książkę świetnie się czyta, czuć w niej ciszę przed burzą, która ma nastąpić. Znajdziemy tam opisy wakacji w kurortach nad morzem i w Zakopanem. Są też rozdziały o tragicznej wyprawie Polaków, którzy próbowali zdobyć siedmiotysięcznik w Himalajach. Przejrzymy także kroniki kryminalne z 1939 r., dowiemy się, jaka była wtedy pogoda.