Dlaczego prostszy dowód jest lepszy?
Po pierwsze dlatego, że jest mniej miejsc, w których może ukryć się błąd. A drugi powód jest taki, że im prostszy, bardziej przejrzysty dowód, tym większa szansa, że inni go zrozumieją. Więc opracowawszy krótszy dowód już udowodnionego twierdzenia, i tak jestem zadowolony.
Czy w środowisku matematyków wiele jest zawiści i kłótni o wartość cudzych dokonań?
Jesteśmy tylko ludźmi, więc niesnaski się zdarzają. Ale ogólnie rzecz biorąc, wśród matematyków mniej jest walki o sławę i uznanie niż w innych naukowych specjalnościach. Jeżeli spojrzy pan na prace z dziedziny nauk przyrodniczych, to już w samym spisie autorów widać hierarchię, są autorzy ważniejsi i mniej ważni. Nie mówiąc już o tym, że często za głównego autora uchodzi ktoś, kto po prostu jest kierownikiem laboratorium, a do rozwiązania problemu się nie przyłożył. W matematyce tak nie jest. U nas każdy autor jest traktowany równorzędnie. I jeśli ktoś nas pyta, jaki jest wkład tego lub innego autora w odkrycie, to mamy na to gotową odpowiedź: jeden podzielić przez liczbę autorów. Ale może nie wynika to ze szlachetności, ale po prostu odpowiada rzeczywistości. Jeżeli pierwszy z autorów wykonał całą niemal dowodową robotę, a drugi podsunął tylko jeden pomysł, ale jest to pomysł dla tej pracy centralny, to i tak ich zasługi są równe. Bez tego pomysłu nie byłoby dowodu.
Czy matematycy często razem publikują prace?
Tak. Są tacy, którzy potrafią pracować tylko sami, ale ja oraz wielu innych moich kolegów lubimy rozwiązywać problemy wspólnie z kimś. Kiedyś było to kłopotliwe, bo polegało na wymianie korespondencji listowej. Dziś, w dobie internetu, jest prościej. Matematycy nie byliby zresztą sobą, gdyby zjawiska wspólnego pisania prac nie opracowali matematycznie, jest na ten temat wiele artykułów. Najlepszym ujęciem tej kwestii jest liczba Erdősa.
Cóż to takiego?
Paul Erdős był to węgierski matematyk, znany ze swego genialnego umysłu, ale też z zupełnego nieprzystosowania do życia. Był wyjątkowo twórczy, bardzo chętnie współpracował z innymi naukowcami i jest spośród wszystkich matematyków autorem największej liczby artykułów. Zresztą pisywał wspólne prace nie tylko z matematykami. A liczba Erdősa to odległość pomiędzy danym naukowcem a Erdősem. Jeżeli ktoś napisał z Erdősem wspólną pracę, jego liczba to jeden. Jeżeli napisał pracę z kimś, kto publikował z Erdősem, jego liczba wynosi dwa. I tak dalej. Im niższa liczba, tym bliżej Erdősa. I jeśli ktoś nie publikuje prawie wcale prac z innymi, to nie ma szans na niską liczbę. Ale jeśli pisze dużo wspólnych prac, to często okazuje się, że jego liczba Erdősa jest zaskakująco niska.
A pan jaką ma liczbę Erdősa?
Dwa. I jestem z tego zadowolony.
Ale to przecież trochę taki żart.
Tak, wiem. Ale dla matematyka to i tak powód do zadowolenia.
—rozmawiał Łukasz Kaniewski
Michał Misiurewicz, matematyk, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. W 1992 roku przeniósł się do USA, by rozpocząć pracę na Indiana University-Purdue University Indianapolis (IUPUI), gdzie pracuje do dziś. Jego główne zainteresowania to układy dynamiczne oraz geometria fraktalna. Jest członkiem Amerykańskiego Towarzystwa Matematycznego
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95