Bogusław Chrabota: Zadanie dla prezydenta – umocnić demokrację

Wyjdziemy niewątpliwie z tej zarazy poskręcani, rozdygotani, z nowym deficytem zaufania. To, czego szczególnie się boję, to załamanie – i tak niewielkiego – kapitału społecznego. To nieznośny żart historii, że miast go na przestrzeni trzydziestu lat wolności tworzyć, dopuściliśmy do jego rozproszenia.

Publikacja: 29.05.2020 18:00

Bogusław Chrabota: Zadanie dla prezydenta – umocnić demokrację

Foto: Wikimedia Commons, Marcin Białek, Attribution-ShareAlike 3.0 Unported (CC BY-SA 3.0)

Po latach przełomu, kiedy bezgranicznie zaufaliśmy elitom solidarnościowym, mieliśmy laboratoryjne wręcz warunki, by budować postawy obywatelskie, etos życia publicznego, profesjonalne życie polityczne z nowoczesnym systemem partyjnym na czele, kanony praworządności, kulturę obrotu gospodarczego etc.

Te trzydzieści lat to okres największej prosperity w historii nowoczesnej Polski. Czas pokoju, budowania nowoczesnych i służących racji stanu sojuszy, wolny od niepokojów w polityce zagranicznej i wewnętrznej. Idealny czas na bogacenie się i dojrzewanie, przynajmniej teoretycznie.

To oczywiście paradoks historii, że coraz potężniejsze i niszczące ten proces pęknięcie wyszło z kręgu tych samych elit, którym wcześniej tak bardzo zaufano. Podział, a później coraz większy dystans, na koniec zwierzęca wręcz nienawiść między elitami wywodzącymi się z kręgów liberalnych i tradycjonalistycznych (specjalnie nie używam tu kategorii „konserwatyzm", bo podejście do państwa głównej partii prawicowej

z konserwatyzmem nie ma nic wspólnego) nie były dla polskiego życia społecznego w żaden sposób ozdrowieńcze, tylko czysto destrukcyjne.

Czy tak musiało być? Tego nie rozstrzygniemy, przykłady ze świata niosą niekiedy analogie. Niemniej w jednej sprawie wypada się zgodzić. Polskie życie publiczne nie było na tyle dojrzałą demokracją, by polityczny dobry obyczaj i imperatyw dbania o jakość państwa zneutralizowały rozhuśtane przez liderów skonfliktowanych partii emocje. Wpakowaliśmy się tym samym na polityczną równię pochyłą, po której spychają nas coraz szybciej historia i zaperzenie polityków. Do niedawna opierała się tej tendencji gospodarka, coraz nowocześniejsza i mocniejsza, jakby impregnowana na skundloną politykę. Ale i to minęło. Pozytywną koniunkturę odwróciła pandemia. Lądujemy w niej osłabieni, skłóceni i rozbici. Mimo iluzji o skuteczności narodowej obrony przed wirusem właśnie na naszych oczach dogorywają smutne resztki kapitału społecznego.

Jak szybko ożywimy życie społeczne? Jak szybko znów zaufamy politykom, strukturom państwa, Kościołowi? Nikt tego nie wie. Nie miejsce w tym krótkim tekście na wskazywanie winnych. Ta sprawa dla większości czytelników „Rzeczpospolitej" powinna być oczywista. Piszemy o tym codziennie. To, co dużo ważniejsze od rozliczania przeszłości, to refleksja nad tym, jakie zadania mamy przed sobą. Niewątpliwie po pandemii trzeba będzie usunąć jak tkankę rakową stare, skompromitowane elity polityczne. Nie partie, te wciąż będą istnieć, choć skala poparcia dla nich zapewne będzie się zmieniać. Trzeba usunąć z życia publicznego tych, którzy kreują konflikt, podgrzewają emocje, nie rozumieją zasady pojednania i kompromisu. Tego będzie wymagać dobro najwyższe, jakim jest odbudowa kapitału społecznego, warunek istnienia i rozwoju nowoczesnego państwa.

Dziś jesteśmy poskręcani i rozdygotani. Pełni obaw i wiary w przyszłość. To oczywiście stan ducha, bo przecież jest oczywiste, że pandemia minie, a świat i ludzkość powrócą do równowagi. Ale w życiu narodów stan ducha jest fundamentalnie ważny. Umieć podnieść się z upadku. Zyskać nową motywację. Zapewnić życiu społecznemu nową dynamikę. Bez wątpienia po tym trudnym czasie Polakom będzie potrzebny impuls, dzięki któremu powróci nasza wiara w siebie, tak zresztą często bywało. Z wojny z bolszewikami wyszliśmy jako państwo demokratyczne. Druga wojna światowa i socjalizm, nieważne, że na sowiecką modłę, zburzyły feudalne hierarchie i stworzyły społeczeństwo marzące o równości, sprawiedliwości i solidarności. Nie po to zrzuciło potem rdzewiejącą od środka władzę komunistyczną, by dać się zabić. Kto pokaże, jak się skutecznie obronić, odbudować kapitał społeczny, wygra przyszłość i umocni kruchą polską demokrację. To zadania dla wybranego latem prezydenta. Nieważne, kto nim będzie. Ważne, by tę wyjątkową misję rozumiał.

Po latach przełomu, kiedy bezgranicznie zaufaliśmy elitom solidarnościowym, mieliśmy laboratoryjne wręcz warunki, by budować postawy obywatelskie, etos życia publicznego, profesjonalne życie polityczne z nowoczesnym systemem partyjnym na czele, kanony praworządności, kulturę obrotu gospodarczego etc.

Te trzydzieści lat to okres największej prosperity w historii nowoczesnej Polski. Czas pokoju, budowania nowoczesnych i służących racji stanu sojuszy, wolny od niepokojów w polityce zagranicznej i wewnętrznej. Idealny czas na bogacenie się i dojrzewanie, przynajmniej teoretycznie.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów