Budzi ono we mnie skojarzenia z czasów średniowiecza. Słowo „pedofilia" jest ostatnio tak wszechobecne, jakby to był rodzaj zarazy. Można sobie przecież wyobrazić, że w czasach pomoru takie słowa jak „cholera" czy „dżuma" były powtarzane wielekroć i z lękiem. Trudno też uniknąć skojarzeń z zarazą, kiedy we wszelkich rozmowach dotyczy ono określonych kręgów.
Czy jednak na pewno mówimy o pedofilii? Samo słowo brzmi raczej jak rodzaj dysfunkcji, zwichrowania natury ludzkiej, czyli rodzaj choroby. Choroba bywa jednak usprawiedliwieniem. Czy zatem jeśli dotyczy to osób duchownych, rzeczywiście można mówić o rozpowszechnionej chorobie? Myślę, że raczej o przestępstwach, które wynikają z osamotnienia i niespełnienia. I ze słabości, bo ani osamotnienie, ani niespełnienie nie tłumaczy przestępstwa.
Cały problem, a zwłaszcza film braci Sekielskich, podzielił nie tylko hierarchów kościelnych, ale i tych, którzy chodzą do Kościoła. Czy mają zdanie w tej sprawie? Jaka jest przeciętna reakcja wiernych? Przypomina mi się teraz dokument, który widziałam dużo wcześniej niż film. Młody człowiek, były ministrant, postanawia zrzucić z siebie traumę i opowiada dziennikarzowi swoją historię. Pochodzi z małej wsi, gdzie sprawca molestowania jest lubianym proboszczem, goszczonym często przez mieszkańców.
Dziennikarz nagrywa prywatną rozmowę z tym księdzem, a w niej niefrasobliwe przyznanie się do winy. Z tymi dowodami idzie do domu młodego człowieka i tam razem z nim opowiada wszystko jego rodzinie – matce, ojcu i babce. Trudno oglądać obojętnie ich reakcje. Bo to syn zostaje obwiniony o robienie skandalu. To on jest skrzyczany i napiętnowany przez rodziców. Babka długo milczy. Dopiero po wysłuchaniu niezbitych dowodów odzywa się szczególnymi słowami: „uśpijmy to". Największe wrażenie zrobiło na mnie nie to, co mówi, ale jak. Jest w tej szczególnej radzie coś jakby zasłyszanego. Rzadko mówimy „uśpijmy to", kiedy chcemy wyprzeć coś ze świadomości. Słuchając tej kobiety, miałam wrażenie, że odzywają się w niej całe poprzednie pokolenia. Bo jak radzić sobie ze sprawami, których na chłopski rozum brać nie wolno?
„Mamo, mój mąż zbił wczoraj mnie i dzieci, co ja mam robić? Uśpij to, córeczko". Tego nie było. Niech to po prostu zniknie. Następnym razem też to uśpimy. Zastanawiam się nad tym, na ile takie rady rzutują wciąż jeszcze na wiele innych spraw. Czy przypadkiem usypianie faktów nie dotyczy też spraw społecznych, historycznej pamięci i stanu państwa? Jest coś z guseł w tym „uśpieniu", coś ze „Snu nocy letniej", ale najwięcej chyba ze świadomości niewolniczej. Taki jest porządek świata, jaki zastałeś, i tak właśnie jest po bożemu. Ponieważ zmiana porządku nie jest możliwa, więc wszystko, co od niego odbiega, trzeba uznać za senną marę.