Joanna Szczepkowska: Niech to po prostu zniknie

Polska to podobno kraj, gdzie ryzyko trzęsienia ziemi jest niewielkie. A jednak się zdarza. Nie da się ukryć – mamy teraz w Polsce trzęsienie ziemi. Słowo „ziemia" jest od wieków u nas połączone z tradycjami kultury chrześcijańskiej. Ziemia jest świętością. Kojarzenie ziemi z Kościołem ma w Polsce głęboki sens. Jeśli więc coś zatrzęsło strukturą Kościoła, to można mówić o trzęsieniu ziemi.

Aktualizacja: 19.05.2019 15:14 Publikacja: 17.05.2019 17:00

Joanna Szczepkowska: Niech to po prostu zniknie

Foto: Fotorzepa

Budzi ono we mnie skojarzenia z czasów średniowiecza. Słowo „pedofilia" jest ostatnio tak wszechobecne, jakby to był rodzaj zarazy. Można sobie przecież wyobrazić, że w czasach pomoru takie słowa jak „cholera" czy „dżuma" były powtarzane wielekroć i z lękiem. Trudno też uniknąć skojarzeń z zarazą, kiedy we wszelkich rozmowach dotyczy ono określonych kręgów.

Czy jednak na pewno mówimy o pedofilii? Samo słowo brzmi raczej jak rodzaj dysfunkcji, zwichrowania natury ludzkiej, czyli rodzaj choroby. Choroba bywa jednak usprawiedliwieniem. Czy zatem jeśli dotyczy to osób duchownych, rzeczywiście można mówić o rozpowszechnionej chorobie? Myślę, że raczej o przestępstwach, które wynikają z osamotnienia i niespełnienia. I ze słabości, bo ani osamotnienie, ani niespełnienie nie tłumaczy przestępstwa.

Cały problem, a zwłaszcza film braci Sekielskich, podzielił nie tylko hierarchów kościelnych, ale i tych, którzy chodzą do Kościoła. Czy mają zdanie w tej sprawie? Jaka jest przeciętna reakcja wiernych? Przypomina mi się teraz dokument, który widziałam dużo wcześniej niż film. Młody człowiek, były ministrant, postanawia zrzucić z siebie traumę i opowiada dziennikarzowi swoją historię. Pochodzi z małej wsi, gdzie sprawca molestowania jest lubianym proboszczem, goszczonym często przez mieszkańców.

Dziennikarz nagrywa prywatną rozmowę z tym księdzem, a w niej niefrasobliwe przyznanie się do winy. Z tymi dowodami idzie do domu młodego człowieka i tam razem z nim opowiada wszystko jego rodzinie – matce, ojcu i babce. Trudno oglądać obojętnie ich reakcje. Bo to syn zostaje obwiniony o robienie skandalu. To on jest skrzyczany i napiętnowany przez rodziców. Babka długo milczy. Dopiero po wysłuchaniu niezbitych dowodów odzywa się szczególnymi słowami: „uśpijmy to". Największe wrażenie zrobiło na mnie nie to, co mówi, ale jak. Jest w tej szczególnej radzie coś jakby zasłyszanego. Rzadko mówimy „uśpijmy to", kiedy chcemy wyprzeć coś ze świadomości. Słuchając tej kobiety, miałam wrażenie, że odzywają się w niej całe poprzednie pokolenia. Bo jak radzić sobie ze sprawami, których na chłopski rozum brać nie wolno?

„Mamo, mój mąż zbił wczoraj mnie i dzieci, co ja mam robić? Uśpij to, córeczko". Tego nie było. Niech to po prostu zniknie. Następnym razem też to uśpimy. Zastanawiam się nad tym, na ile takie rady rzutują wciąż jeszcze na wiele innych spraw. Czy przypadkiem usypianie faktów nie dotyczy też spraw społecznych, historycznej pamięci i stanu państwa? Jest coś z guseł w tym „uśpieniu", coś ze „Snu nocy letniej", ale najwięcej chyba ze świadomości niewolniczej. Taki jest porządek świata, jaki zastałeś, i tak właśnie jest po bożemu. Ponieważ zmiana porządku nie jest możliwa, więc wszystko, co od niego odbiega, trzeba uznać za senną marę.

Ile jest w naszym narodzie spraw uśpionych? Może to zresztą nie jest kwestia polska, tylko ludzka, nazywana dziś wyparciem? Jednak nikt dziś nikomu nie radzi, mówiąc: „wyprzyj to". Sprawy trudne trzeba rozwikłać, inaczej pozostają nawet głęboko zakopane. A jednak „usypianie" wciąż jeszcze jest obecne w radzeniu sobie ze światem. Ta kobieta nie wymyśliła tych słów na poczekaniu. One z niej wyszły tak, jak stara ludowa piosenka. Ta nuta jest obecna w naszej literaturze, choćby w zakończeniu „Wesela" Wyspiańskiego. Tam też wszyscy stoją jak „pośnięci". Jasiek biega pośród nich i stara się wybudzić z otępienia. A dziś tak samo jak on chciałoby się zawołać: „Słysta! Hanuś, Błażek, matuś, panie młody, Czepiec, tatuś... Tak, słysta ludzie. Nie usypiajcie!".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Budzi ono we mnie skojarzenia z czasów średniowiecza. Słowo „pedofilia" jest ostatnio tak wszechobecne, jakby to był rodzaj zarazy. Można sobie przecież wyobrazić, że w czasach pomoru takie słowa jak „cholera" czy „dżuma" były powtarzane wielekroć i z lękiem. Trudno też uniknąć skojarzeń z zarazą, kiedy we wszelkich rozmowach dotyczy ono określonych kręgów.

Czy jednak na pewno mówimy o pedofilii? Samo słowo brzmi raczej jak rodzaj dysfunkcji, zwichrowania natury ludzkiej, czyli rodzaj choroby. Choroba bywa jednak usprawiedliwieniem. Czy zatem jeśli dotyczy to osób duchownych, rzeczywiście można mówić o rozpowszechnionej chorobie? Myślę, że raczej o przestępstwach, które wynikają z osamotnienia i niespełnienia. I ze słabości, bo ani osamotnienie, ani niespełnienie nie tłumaczy przestępstwa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Afera w środowisku LGBTQ+: Pliki WPATH ujawniają niewygodną prawdę
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Armenia spogląda w stronę Zachodu. Czy ma szanse otrzymać taką pomoc, jakiej oczekuje
Plus Minus
Wolontariusze World Central Kitchen mimo tragedii, nie zamierzają uciekać przed wojną
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Iran i Izrael to filary cywilizacji
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Nie z Tuskiem te numery, lewico