Przedstawiciele mniejszości narodowej stawiają pomnik ku czci największej tragedii w swojej historii. W tym celu wybierają reprezentacyjną część miasta. Po pewnym czasie okazuje się, że z powodu niedopatrzeń proceduralnych pomnik może zostać przeniesiony, co budzi niezadowolenie pomysłodawców i fundatorów rzeźby. Z jednej strony pojawiają się głosy o lekceważeniu historii, z drugiej – o nieposzanowaniu lokalnego prawa.
Brzmi znajomo? To przypadek monumentu upamiętniającego rzeź Ormian w Kolonii, który został odsłonięty w kwietniu.
Oczywiście, sytuację kolońskiego pomnika i tego stojącego w New Jersey dzieli bardzo wiele. W przypadku pierwszego ważną rolę odgrywa niemała diaspora turecka, która nie chce pogodzić się z faktem, że śmierć 1,5 mln Ormian w latach 1915–1917 była ludobójstwem. Z kolei konflikt w New Jersey wynika raczej z serii nieporozumień, które narosły już tak bardzo, że trudno się w nich połapać.
Przypomnijmy: burmistrz Jersey City, miasta nazywanego „szóstą dzielnicą Nowego Jorku", zdecydował o przeniesieniu pomnika katyńskiego w inne miejsce. Powód? Zmiana planu zagospodarowania terenu. W miejscu placu, na którym stoi rzeźba, w przyszłości ma powstać park.
Od Chicago do Tobolska
Pomnik autorstwa wyróżnionego niedawno Orderem Orła Białego Andrzeja Pityńskiego przedstawia zakneblowanego żołnierza, ze związanymi za plecami rękoma, któremu wbito w plecy bagnet. Ten obraz nie koresponduje z wizerunkiem amerykańskich żołnierzy, którzy w tamtejszej ikonografii albo wbijają w ziemię flagę po zwycięskiej bitwie o Iwo Jimę (pomnik Korpusu Piechoty Morskiej w Waszyngtonie), albo brodzą po kolana w tropikalnej rzece (pomnik Trzech Żołnierzy, Apalachicola, Floryda), albo niosą rannego kolegę przez piaszczyste ulice Faludży (pomnik z podpisem „Nikt nie zostanie z tyłu", Pendleton, Kalifornia).