Nie ma żadnych wątpliwości, że bez jego dokonań nie byłoby współczesnego teatru. Zwykli widzowie często nie zdają sobie sprawy, że nawet tak zwany teatr środka czerpie z poszukiwań Grotowskiego. Czynią to najważniejsi artyści na świecie, co dla Polaków wciąż ma znaczenie, bo wbrew temu, do czego namawiał Witold Gombrowicz, lubimy przypisywać sobie dokonania największych. A w teatrze Grotowski ma takie znaczenie jak w muzyce Chopin.
Wszystko zaczęło się, gdy w 1959 r. Jerzy Grotowski przejął wraz z aktorami, kierownikiem literackim Ludwikiem Flaszenem i architektem Jerzym Gurawskim Teatr 13 Rzędów w opolskim rynku, kameralną salę o powierzchni 72 metrów kwadratowych. W nowatorski, a wtedy uważano, że „bluźnierczy", sposób wystawiał arcydzieła narodowe. W „Dziadach" (1961) zrezygnował z martyrologii, historii i polityki „III części" i pozostawił tylko metafizyczną „Wielką Improwizację". Zatarł podział na scenę i widownię. Postawił na obrzęd i wspólnotę. Formę „Kordiana" (1962) wywiódł ze sceny szpitala wariatów, którymi byli aktorzy i widzowie, zasiadający na dwupiętrowych metalowych łóżkach.