Przyznawanie nagród literackich to zaszczyt ponętny: poetów wyróżniali tyrani i politrucy (kto pamięta jeszcze Nagrodę Literacką Ministra Obrony Narodowej, którą kosili na zmianę Bratny z Przymanowskim?), partie polityczne (osobliwie te mniej demokratyczne) i prywatni fundatorzy: wszyscy marzą o laurze ufundowanym przez szwedzkiego przemysłowca, czemu udanej tercyny nie miałby wyróżniać producent stolarki okiennej? O najważniejszych nagrodach mówi się jednym tchem, używając, wiadomo, samej nazwy: Goncourtowie. Booker. Herder (a, dalipan, znam literatów, którzy na jednym oddechu dodaliby: „Nike").
Gimnazjalny podział na gatunki literackie – dramat, esej, nowela – ma spore znaczenie, ale nie zawsze wystarcza: nagradzane bywają książki kucharskie i historyczne, modlitewniki, komiksy i tweety (The Shorty Awards), ba, nawet najbardziej pompatyczne pierwsze zdania powieści! Nagroda im. Bulwer-Lyttona, przyznawana przez Departament Filologii Angielskiej na San Jose University, upamiętnia XIX-wiecznego brytyjskiego prozaika, który swoje liczne powieści zwykł rozpoczynać frazą: „Była ciemna i burzliwa noc" (jak pamiętamy, pomysł ten zapożyczył odeń inny zapoznany pisarz – Snoopy z „Fistaszków").
Wśród „aktorów życia publicznego", którzy pragną wyróżnić dobre pisarstwo, a nieraz ogrzać się w cieple sławy wielkich piór, dowodząc swego smaku, obecne są również miasta. Swojej nagrody nie przyznają co prawda, na ile wiadomo, Waszyngton, Paryż ani London, ale czynią to spośród stolic choćby Oslo, Dublin i Pekin. Mają poważną konkurencję, skoro rozdawać laury może właściwie każdy ośrodek: w Stanach swoją Pokojową Nagrodę Literacką rozdaje na przykład z determinacją 100-tys. Dayton w stanie Ohio, pragnąc w ten sposób animować sławę, jaką zdobyło, stając się miejscem, gdzie wynegocjowano pokój po trzyletniej krwawej wojnie w Bośni.
Od Krakowa po Piotrków
Wśród dziesięciu laureatów nagrody z Dayton nie znaleźli się jeszcze co prawda piszący dziś najlepiej (i najboleśniej) o Bośni Miljenko Jergović czy Dževad Karahasan, ale wszystko przed nimi. Karahasan otrzymał za to prestiżową, przyznawaną przez Związek Pisarzy Słoweńskich Nagrodę Vilenica, nazwaną tak od jednej z krasowych jaskiń słoweńskich. Mieli większe szanse, bo jest to nagroda z ducha środkowoeuropejska: pod wapiennym stalaktytem stanęli również bliscy nam Zbigniew Herbert (w 1991 r.), Adam Zagajewski i Andrzej Stasiuk.
Ma swoją nagrodę literacką i Warszawa: najstarszą wśród nagród „miejskich", bo przyznawaną od 1926 r. Pragnący dorównać stolicy magistrat poznański (Nagroda Literacka Stołecznego Miasta Poznania im. Jana Kasprowicza) ufundował swoją nagrodę dopiero rok później, Kraków siedem lat. Wśród polskich metropolii konkurują dziś z Warszawą oprócz Krakowa również Gdynia oraz Kraków i Poznań. Angelus, choć środkowoeuropejski, powszechnie kojarzony jest z Wrocławiem. Swoją nagrodę przyznaje również Radom – w dwóch kategoriach, co wydaje się świetnym pomysłem: oprócz literatury (w roku 2015 świetny „Kurator" Zbigniewa Kruszyńskiego) honorowane są również prace naukowe, przede wszystkim odnoszące się do historii miasta i regionu.