Jeszcze nie tak dawno Gdula wydawał się jednym z bardziej błyskotliwych lewicowych publicystów. Od pewnego czasu z całych sił stara się jednak odżegnać od tego wizerunku. Najpierw, w samym środku sporu o granicę dzielącą uporczywą terapię od walki o życie chorego, zaproponował, by obok umierającego w Plymouth Polaka „położyć jedzenie i zobaczyć, czy zje". Teraz zaś na celowniku jego lewicowej wrażliwości znalazł się Sienkiewicz. I można by to zrzucić na karb przykrego zjawiska, choroby dosięgającej wielu inteligentnych ludzi, którzy im częściej korzystają z Twittera, tym chętniej żegnają się z rozumem. Ale sprawa jest poważniejsza, dużo bardziej polityczna niż najbardziej nawet chwackie wygłupy w internecie. Jak na dłoni pokazuje rywalizację dwóch ustrojów, żeby nie powiedzieć światów – republiki reprezentowanej przez kanon i utopii odbijającej się echem w ćwierknięciach Gduli.