Paweł Kłoczowski: Zaczynamy rozumieć, jak łatwo dziś zamęt w sieci

Oglądamy tylko cienie prawdziwego świata, a pyszałkowato wydaje się nam, że znamy całą rzeczywistość. Całkowitym złudzeniem okazało się to, że możemy uwolnić się od uprzedzeń i stereotypów - mówi Paweł Kłoczowski, filozof.

Aktualizacja: 24.02.2018 19:29 Publikacja: 23.02.2018 14:00

Paweł Kłoczowski: Zaczynamy rozumieć, jak łatwo dziś zamęt w sieci

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Plus Minus: Od XVIII w. wierzono, że nieskrępowana wymiana myśli i swobodny przepływ wiedzy doprowadzą do powszechnej równości i pełnego oświecenia mas.

Niewątpliwie te ideały oświeceniowego postępu były bardzo silne jeszcze przez cały XIX w. W gruncie rzeczy wiara w nie załamała się dopiero pod wpływem I i II wojny światowej, a nade wszystko pod ciężarem stalinizmu i hitleryzmu. Dziś mało kto uwierzy, że czeka nas jakaś różowa przyszłość, którą sami sobie pięknie urządzimy dzięki rozwojowi nauki i upowszechnieniu wiedzy. Zdecydowana większość kręconych dzisiaj filmów science fiction to obrazy w gruncie rzeczy katastroficzne.

Postęp jako cel sam w sobie, oderwany od moralności i w zasadzie od natury człowieka – tyle pozostało z oświecenia?

Pamiętajmy, że był to okres bardzo złożony. Mówiąc „oświecenie", myślimy o całym szeregu różnych motywów. Ale rzeczywiście jądrem tego marzenia był postęp. Idea niesienia kaganka oświaty to archetyp sięgający o wiele dalej niż XVIII w. Przypomnę choćby metaforę jaskini z „Państwa" Platona, gdzie światło oznacza wiedzę, a w jaskini panuje półmrok. Na dnie jaskini siedzą ludzie, skuci w dybach, zwróceni na ścianę, na której widzą jedynie cienie rzucane przez światło z góry jaskini. I tylko od czasu do czasu jeden z nich zostaje wyzwolony; wyprowadzają go na zewnątrz, gdzie poznaje świat. Zdobycie wiedzy jest jednocześnie wyzwoleniem z kajdan i wyjściem z ciemności na światło.

Jak tę platońską myśl rozwinęło oświecenie?

Można je opisać jako nadzieję, że uda się wyzwolić wszystkich z tego więzienia ciemnoty i ignorancji, wyprowadzić z jaskini, by zdobyli wiedzę o świecie. To okazało się groźną utopią. Co nie znaczy, że mamy teraz wylać dziecko z kąpielą, przestać dbać o wykształcenie i nie dążyć do rozwoju nauki. Ale wiemy też, że wiara w samoistną, dobroczynną siłę nauki może być groźna, prowadzić do zbrodni.

Postęp jako cel sam w sobie to groźna utopia?

Zarówno komunizm, jak i nazizm nauczyły nas, że naukę bardzo łatwo można zdeprawować. Stąd rozwój technologiczny niepowiązany z etyką wydaje się dziś niezwykle groźny. Coraz bardziej przemawia do nas przestroga Aldousa Huxleya, mówiąca o „nowym, wspaniałym świecie" niewoli wobec technologii, bezdusznego świata nauki. Ale, co ciekawe, wszyscy w tym świecie, przed którym ostrzegają nas pisarze, mamy być bardzo szczęśliwi.

Socjologowie nazywają to syndromem szczęśliwego niewolnika.

Wydaje mi się niestety, że taki świat już teraz jest realny. Ale trudno powiedzieć, które technologie okażą się dla nas najgroźniejsze. Jesteśmy w środku ogromnej rewolucji internetowej i zaczynamy powoli dostrzegać jej skutki, choć jeszcze brakuje nam dystansu, by to wszystko lepiej zrozumieć. Wiemy, jak na historię wpłynęła rewolucja Gutenberga, jak wynalazek druku rozpowszechnił Pismo Święte, czego efektem była reformacja, powstanie protestantyzmu, rozbicie chrześcijaństwa i cywilizacji rzymskiej. Wiemy, co działo się później. A co powstanie z naszej rewolucji internetowej? Jeszcze tego nie widać, ale zaczynamy powoli rozumieć, jak łatwo można w tym nowym świecie siać zamęt.

Postęp to nie tylko rozwój nauki i upowszechnienie wiedzy, ale też postęp społeczny, ekonomiczny, a nawet moralny.

Ale też, jak się okazało, postęp w budowaniu i utrzymywaniu tyranii, także postęp w zabijaniu... Z dekady na dekadę okazuje się, że potrafimy coraz lepiej, szybciej, szerzej i skuteczniej zabijać. Inspirowana myślą oświecenia rewolucja francuska pokazała różne formy zdobywania władzy, rozprawiania się z wrogami itd. Niektóre techniki wymyślone w epizodzie jakobińskim: czystki, odwoływanie się do ulicy, żeby nie powiedzieć do rynsztoku – są w zasadzie do dziś używane zarówno przez prawicę, jak i lewicę. I to niewątpliwie można nazwać zatrutym dziedzictwem oświecenia. W jakobińskim epizodzie nie można właściwie mówić o oświeceniu, lecz o zaćmieniu umysłu – podmuch namiętności zgasił światło rozumu.

Rewolucja francuska, która miała nieść liberalizm, przyniosła nacjonalizm i komunizm.

W pewnym sensie tak. Ale wzbraniałbym się przed potępianiem w czambuł całego dziedzictwa oświecenia. Była przecież też druga rewolucja tego okresu – amerykańska. Konstytucja USA jest najwspanialszym owocem filozofii oświecenia. I choć wielokrotnie nowelizowana, obowiązuje do dzisiaj, czyli wytrzymała próbę, została zweryfikowana przez czas. Właściwie trzeba mówić nie o jednym oświeceniu, lecz różnych oświeceniach, we Francji, w Szkocji, Ameryce, Polsce.

Oświecenie obiecywało, że człowiek może stać się bogiem...

Mówiąc ściślej, uwierzono, że zło nie jest czymś, co siedzi w nas; że z natury jesteśmy właściwie niewinni. Można bronić tezy, że początkiem oświecenia było odrzucenie dogmatu o grzechu pierworodnym. Bardzo wyraźnie było to widać u francuskich encyklopedystów. Ta pycha, jak wiemy, okazała się niezwykle groźna.

Wbrew temu, co sądziło wielu oświeceniowych myślicieli, w nas samych, w samej naszej ludzkiej naturze jest ten półmrok platońskiej jaskini. Powiedzmy, że połowa człowieka jest jakby zanurzona w ciemności. Filozofia mówi o swoistym defekcie ontologicznym, język teologiczny zaś o grzechu pierworodnym.

Zostaliśmy w jaskini?

Zawsze w niej byliśmy i będziemy. Oglądamy tylko cienie prawdziwego świata, a pyszałkowato wydaje się nam, że znamy całą rzeczywistość. Całkowitym złudzeniem się okazało to, że możemy uwolnić się od uprzedzeń i stereotypów.

Dajemy sobie dziś narzucać różne postmodernistyczne narracje, oderwane od kategorii dobra i zła, prawdy i fałszu. Zabijamy w imię „postępu moralnego", wykorzeniamy człowieczeństwo w imię „prawdziwej równości", „prawdziwej wolności".

Problem z postmodernizmem jest taki, że jest on w zasadzie antyoświeceniowy. Te narracje w dużej mierze inspirowane są przez idee Nietzschego. Myślę tu o myślicielach popularnych dziś na lewicy, jak Michel Foucault, Jacques Derrida czy nawet Gilles Deleuze, którego ostatnio dużo się w Polsce tłumaczy. Oni wszyscy proponują pewną mieszankę nietzscheanizmu, heideggeryzmu, marksizmu i freudyzmu. Ta mieszanka jest irracjonalna, podważa te nurty filozofii, które zakładają autonomię ludzkiego rozumu, podmiotu ludzkiego, odpowiedzialności moralnej itd. Dlatego wydaje mi się, że niektórych osiągnięć oświecenia należy dziś mocno bronić.

Robi to choćby Kościół katolicki.

Nauczanie Kościoła po II soborze watykańskim rzeczywiście przejęło niektóre fragmenty myśli oświeceniowej i zasymilowało je. Przede wszystkim obronę praw człowieka, które stanęły w zasadzie w centrum nauczania Jana Pawła II. A trzeba pamiętać, że dawniej Kościół mocno wzbraniał się przed sięganiem po dziedzictwo oświecenia, wręcz je potępiał, szczególnie w XIX-wiecznej Francji.

Oświecenie jednak ciekawie rozwinęło chrześcijańską kategorię godności ludzkiej.

Ale też ideę tolerancji, która była silnie obecna szczególnie w naszej republikańskiej tradycji I Rzeczypospolitej. Polska szlachta nie dopuściła przecież do tego, by w świeckim państwie wykonywano wyroki sądów kościelnych. Nie było u nas inkwizycji. A pamiętajmy, że choćby we Francji to był główny argument wszelkich ataków na katolicyzm. Do dziś ideowi spadkobiercy oświeceniowego liberalizmu, gdy tylko oskarżają katolicki „obskurantyzm", odmieniają słowo „inkwizycja" przez wszystkie przypadki. Polska jest przykładem na to, że możliwe są inne wersje katolicyzmu niż ten, który widać na karykaturach Woltera czy Diderota.

Co pozostało z oświeceniowych marzeń?

Przede wszystkim państwo, którego wzorzec wyznaczyła amerykańska konstytucja. Nie mamy dziś złudzeń, że konstytucja ta tworzy raj na ziemi, bo ten amerykański sen nie jest znowu taki wspaniały. Niemniej, jakkolwiek niedoskonała by ta konstytucja była, to nie wymyśliliśmy wciąż nic lepszego. Myślę, że republikańska idea, że suwerenność ludu musi być balansowana suwerennością prawa, mimo wszystko się ostanie, choć ewidentnie jest dziś w kryzysie. Rewolucja dzieje się na naszych oczach, dlatego też musimy szukać różnych nowych rozwiązań, ale wierzę, że jakoś uda nam się połączyć wolność z rządami prawa.

Na ten temat piszemy także:

Terlikowski: Przygotowanie do rozegranych wojen

O. Zięba: Uwaga, scjentyzm!

Dr hab. Paweł Kłoczowski jest filozofem polityki i teoretykiem idei, wykładowcą Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie. Był działaczem opozycji demokratycznej. Ostatnio opublikował książkę „Rewolucja kartezjańska i inne szkice"

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Od XVIII w. wierzono, że nieskrępowana wymiana myśli i swobodny przepływ wiedzy doprowadzą do powszechnej równości i pełnego oświecenia mas.

Niewątpliwie te ideały oświeceniowego postępu były bardzo silne jeszcze przez cały XIX w. W gruncie rzeczy wiara w nie załamała się dopiero pod wpływem I i II wojny światowej, a nade wszystko pod ciężarem stalinizmu i hitleryzmu. Dziś mało kto uwierzy, że czeka nas jakaś różowa przyszłość, którą sami sobie pięknie urządzimy dzięki rozwojowi nauki i upowszechnieniu wiedzy. Zdecydowana większość kręconych dzisiaj filmów science fiction to obrazy w gruncie rzeczy katastroficzne.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami