Nie, nie wśród polityków, bowiem ci w przeważającej części zachowują normalność, ale już wśród komentatorów internetowych zjawiska te widać aż nadto dobrze. I to zarówno w wymiarze politycznym, historycznym, jak i religijnym. W tym ostatnim, co dla człowieka wierzącego jest szczególnie groźne, pod maską rzekomej troski o integralność wiary przemyca się stare i dawno potępione herezje.
I tak, próbuje się przekonywać, że „zbawienie nie przyszło na świat przez Żydów", oznajmiając (a mam zachowane kopie takich dyskusji), że Jezus nie był prawdziwym Żydem, bo mówił po aramejsku, co rzekomo ma oznaczać, że był Aramejczykiem. Idąc dalej tym tropem, można by dojść do wniosku, że w Irlandii jest zaledwie kilka procent Irlandczyków, bo wszyscy tam mówią po angielsku, a gaelicki pozostaje językiem marginalnym. Nie ma co ukrywać, że gdyby stosować ten pomysł narodowościowy, to i w Polsce przed wojną nie byłoby wielu Żydów, bo ogromna większość mówiła w domach albo w jidysz, albo po polsku...
Bardziej obcykani w wiedzy historycznej przekonują zaś, że... nie ma znaczenia, jakiej narodowości był Jezus, bo przecież był on przede wszystkim Bogiem, a jako taki nie miał narodowości. I to jest już dość ordynarna herezja, bowiem opinia ta oznacza odrzucenie człowieczeństwa Jezusa, a zatem także powiązania z rodziną, narodem, językiem i religią. A przecież Jezus – jak wierzą katolicy, prawosławni, luteranie i reformowani – był w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem, bez pomieszania, ale też bez pomniejszania którejkolwiek z natur. Uznanie, że zbawia nas tylko jako Bóg, a jego człowieczeństwo nie ma znaczenia, jest monofizytyzmem, który w istocie pozbawia chrześcijaństwo jego istotnej treści, jaką jest wiara w to, że Bóg stał się w pełni człowiekiem.
Część komentatorów idzie jeszcze dalej i sugeruje, że przyjście Jezusa w ogóle unieważniło Stary Testament, który jest zacofany, żydowski i niegodny prawdziwego chrześcijanina. Ta opinia jednak oznacza w istocie marcjonistyczną gnozę, a w konsekwencje zerwanie ciągłości Objawienia i zaprzeczenie prawdzie o tym, że Jezus Chrystus jest obiecanym Żydom Mesjaszem, którego wprawdzie część nie rozpoznała, ale w niczym nie podważa to prawdziwości proroctw, a także ciągłości wiary. Marcjonizm przejawia się współcześnie także w podkreślaniu, że chrześcijanie całkowicie zastąpili Żydów, a ci ostatni przestali być już narodem wybranym przez Boga.
Kłopot z taką opinią jest tylko taki, że nie da się jej usprawiedliwić z punktu widzenia Pisma Świętego. W Liście do Rzymian św. Paweł jasno wskazuje, że „gdy chodzi o wybranie, są oni – ze względu na przodków – przedmiotem miłości. Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne" (Rz 11, 28-29). To, że część Żydów nie przyjęła Jezusa, nie oznacza, że Bóg stał się wobec nich niewierny. „Bo i cóż, jeśli niektórzy stali się niewierni, czyż ich niewierność miałaby zniweczyć wierność Boga? Żadną miarą!" (Rz 3, 3-4).