Wielu prywatność kojarzy się z luksusem. Przecież skoro nie mam nic do ukrycia, skoro nie robię jakichś strasznych rzeczy, dlaczego mam się w ogóle nią przejmować. Odpowiedź jest prosta: prywatność to nie luksus, chyba że za taki uważamy możliwość bycia sobą. Bo jestem sobą, gdy jestem wolny, a więc gdy mam możliwość decydowania o sobie. Gdy o tym, co oglądam, co czytam, co widzę na osi czasu mediów społecznościowych, które informacje wybieram w portalach informacyjnych decyduję ja, a nie algorytmy.

Ktoś powie, że algorytmy przecież doskonale wiedzą, kim jesteśmy. Sam Kosiński zasłynął kiedyś twierdzeniem, że 70 lajków na Facebooku wystarczy, by poznać czyjąś osobowość lepiej niż przyjaciel, a 300 lajków pozwala algorytmom poznać nas lepiej, niż zna nas życiowy partner. Z siecią jest jak z tatuażem, który zrobi sobie 18-latek. Głupi kaprys może mieć konsekwencje przez wiele lat. Tyle że tatuaż można operacyjnie usunąć, a danych zgromadzonych na przestrzeni naszego życia usunąć nie jesteśmy w stanie.

Rozwój duchowy człowieka polega m.in. na tym, by rozpoznawać swoje skłonności, wady, by się rozwijać i zmieniać. Ale też by zapominać. Jeśli zrobi się coś wyjątkowo wstydliwego, wyprze się to ze świadomości, albo się to przepracuje. W sieci jednak nic nie ginie, kompromitujące zdjęcie ze studenckiej imprezy raz wrzucone do sieci nie zniknie. Sieć nie zapomina, przeciwnie – gromadzi coraz to nowe informacje na nasz temat, skleja kolejne ślady. W tym sensie ma tendencje totalizujące, wie i pamięta o nas wszystko, nawet to, co sami najchętniej byśmy zapomnieli. Taki stan rzeczy uniemożliwia też wybaczenie. Życie w świecie bez wybaczenia jest koszmarem – nie przez przypadek sednem chrześcijaństwa jest koncepcja Boga, który zesłał własnego syna z misją miłosierdzia. Świat kierujący się zasadą oko za oko, ząb za ząb skazany jest na nieustanne wahadło zemsty. Miłosierdzie i wybaczenie potrafią ten okrutny świat zmienić – paradoksalnie dzięki boskiej interwencji – w bardziej ludzki.

Stara chrześcijańska zasada mówi, że prawdę drugiemu można mówić wyłącznie z miłością. Bez niej staje się okrutna. Każdy z nas zna takich ludzi, którzy uwielbiają upokarzać innych, ranić, ale zapytani, po co to robią, zasłonią się stwierdzeniem: przecież ja tylko mówię prawdę.

W 1981 roku Perfect śpiewał piosenkę „Chcemy być sobą". Tekst odebrano jako wolnościowy hymn skierowany przeciw komunistycznemu państwu z jego totalitarnymi tendencjami. Przez te 40 lat świat zmienił się nie do poznania. Czy jednak i dzisiaj nie pozostaje nam nic, jak tylko tęskne śpiewanie utworu Perfectu, wiedząc, że już nigdy sobą nie będziemy? I zostanie nam świat, w którym algorytmy sprawią, że nie będzie ani przebaczenia, ani nadziei.