Franciszek, czyli wyzwanie

Nie ma sensu czekanie na „nowego Wojtyłę" czy „nowego Ratzingera", tym samym ignorowanie proroka danego Kościołowi na dziś. Wyzwanie, jakim jest pontyfikat Franciszka, katolicy nad Wisłą muszą podjąć na serio.

Aktualizacja: 29.01.2017 19:13 Publikacja: 26.01.2017 23:01

Franciszek, czyli wyzwanie

Foto: AFP, Gabriel Bouys

Oficjalnie wszystko wygląda poprawnie: nikt poważny nie zakwestionował publicznie nauczania obecnego papieża, Franciszek został do Polski zaproszony, wizyta przebiegła w znakomitej atmosferze, media katolickie publikują fragmenty jego przemówień, codziennie każdy kapłan modli się za „naszego papieża Franciszka" podczas mszy świętej. Jednocześnie od dłuższego czasu – jeśli nie od samego początku – tej pozornej poprawności towarzyszy pewien rodzaj nieustannego szemrania, utwierdzania siebie i innych w przekonaniu, że „coś z tym papieżem jest nie tak".

W większości przypadków dokonuje się to na poziomie publicystycznym, niemniej można odnieść wrażenie, że to właśnie publicystyka autorów niechętnych Franciszkowi, a nie całe papieskie nauczanie, stała się dla wielu w Kościele punktem odniesienia w jego odbiorze. Ten unoszący się w niektórych środowiskach klimat nieufności wobec papieża sprawia, że tracimy czas. Zamiast podjąć wyzwanie, jakim jest jego nauczanie, zbyt łatwo zwalniamy się z tego obowiązku, między wierszami sugerując, że przecież „kiedyś ten pontyfikat się skończy".

Tak, jakby wybór Franciszka był tylko wypadkiem przy pracy kardynałów podczas konklawe (sianie wątpliwości co do ważności jego wyboru to zresztą osobny temat), a nie wyraźnym znakiem czasu i wyzwaniem zarówno dla świata, jak i dla Kościoła. To zaniedbanie może nas kiedyś dużo kosztować.

Przykładanie Franciszkiem

Trudność w mówieniu o tym problemie polega na tym, że o ile jedni Franciszka krytykują, o tyle drudzy... z lubością okładają Franciszkiem swoich przeciwników. Środowiska niechętne Kościołowi często wykorzystują papieża do przeciwstawiania jego słów wszystkiemu, co mówią i robią polscy biskupi („ewangeliczny papież" kontra „zaściankowy polski Kościół"). Widać to było zwłaszcza przed zeszłoroczną pielgrzymką papieża przy okazji Światowych Dni Młodzieży i 1050. rocznicy chrztu Polski. Dało się zauważyć zacieranie rąk lewicowych publicystów, którzy nakręcali się nawzajem w oczekiwaniu na gorzkie słowa wyrzutu pod adresem „odległego od Ewangelii" polskiego Kościoła. Pewnie nie było im łatwo w momencie, gdy usłyszeli, że na spotkaniu z polskimi biskupami, mówiąc o zagrożeniach, Franciszek wskazywał m.in. na relatywizm i rozpychającą się dyktaturę ideologii gender. I że nie kazał wszystkiego, co polskie i katolickie, oswojone i tradycyjne, odstawić do muzeum.

Nie pierwszy raz okazało się, że Franciszek, z którego światowa lewica chciała uczynić ikonę „postępowego Kościoła", myśli nie w kategoriach lewicowych czy prawicowych, tylko po prostu ewangelicznych. Interpretacja słów i gestów Franciszka zbyt często opiera się z jednej strony na uprzedzeniach (kościelnej prawicy), z drugiej na nieuzasadnionych oczekiwaniach wobec tego papieża (kościelnej i pozakościelnej lewicy). Austen Ivereigh, brytyjski biograf papieża, wymienia stereotypy, którymi często chciano opisać Franciszka: „Ludzie chcieli go wcisnąć w przyciasne kostiumy. Biskup slumsów czy milusiński wojskowej dyktatury? Reakcyjny jezuita czy postępowy hierarcha?".

W efekcie podejrzliwi są i jedni, i drudzy: zarówno nieufni wobec nowych form przekazu „tradycjonaliści", jak i ulegający poprawności politycznej „liberałowie". Ivereigh zauważa, że „wielu liberalnych katolików źle zinterpretowało swobodę i luz wypowiedzi Franciszka sądząc, że oznaczają one większą elastyczność doktrynalną (...). Franciszek może być radykalnym reformatorem, ale wychodzi z założenia, że zadaniem papiestwa jest zachowanie nauki pozostawionej przez Jezusa Chrystusa", pisze o Franciszku autor „The Great Reformer". „Radykał może być bardzo pociągający, ale nigdy nie będzie powszechnie kochany", dodaje.

Czytaj także

I tłumaczy istotę radykalizmu Franciszka: „Ten, kto powraca do korzeni, jest radykałem (z łacińskiego słowa radices – korzenie, źródła)". To radykalizm, którego nie należy mylić z doktryną lub ideologią postępu. „Jest to radykalizm misji i mistycyzmu", dodaje autor. Trudno się dziwić, że ten papież niektórych uwiera i boli – i w Kościele, i poza nim. W tym miejscu jednak interesuje nas głównie wyzwanie, jakim papież jest dla Kościoła, także w Polsce. Bo proroków, reformy i nawrócenia potrzebuje nie tylko świat, ale też sam Kościół.

„Jeśli Kościół żyje, to musi zawsze zaskakiwać, Kościół niezdolny do zaskakiwania jest słaby, schorzały, umierający i trzeba go zaraz zabrać na salę wybudzeń". Te słowa wypowiedział Franciszek podczas uroczystości Zesłania Ducha Świętego w 2013 roku. Można je potraktować jako klucz do zrozumienia jego myślenia o tym, co musi nieustannie napędzać Kościół do działania. To wyzwanie rzucone myśleniu w kategoriach: „ma być tak, jak jest, bo jest tak, jak ma być", czyli postawie, która w praktyce oznacza konserwowanie status quo: albo marazmu, bylejakości, czasem wprost nadużyć, albo przeciwnie – przerostu formy nad treścią, rygoryzmu i sztywnego trzymania się zwyczajów.

Dotyczy to całego spectrum życia Kościoła: od liturgii w parafii, głoszenia homilii, przez przygotowanie do sakramentów, zwłaszcza bierzmowania i małżeństwa, po zaangażowanie w życie społeczne i polityczne. Papież od samego początku wymaga od biskupów i księży przemyślenia priorytetów współczesnego duszpasterstwa. Czyli tego wszystkiego, co człowieka pociąga do Kościoła lub od niego odpycha. A mówiąc ściślej: co pomaga lub co przeszkadza człowiekowi odkryć i przyjąć z wiarą Jezusa Chrystusa do swojego życia. Bo głównym błędem niektórych strategii duszpasterskich jest, zdaniem Franciszka, mówienie „bardziej o prawie niż o łasce, bardziej o Kościele niż o Jezusie Chrystusie, bardziej o papieżu niż o słowie Bożym".

Słowa te pochodzą z adhortacji „Evangelii Gaudium". Pokazuje ona jasno, że brak owoców w duszpasterstwie bierze się często z tego, że przestawiliśmy akcenty w nauczaniu: wymagamy od ludzi akceptacji nauczania moralnego Kościoła, zapominając, że najpierw muszą odkryć prawdę podstawową: że Bóg kocha każdego człowieka. Papież pisze, że „Ewangelia zaprasza przede wszystkim, byśmy odpowiedzieli Bogu, który nas kocha i nas zbawia, rozpoznając Go w innych, i wychodząc poza samych siebie, by szukać dobra wszystkich (...). Jeśli to zaproszenie nie jaśnieje mocno i pociągająco, moralnej budowli Kościoła grozi, że stanie się zamkiem z papieru, a to jest najgorszym niebezpieczeństwem. Wówczas nie będzie głoszona Ewangelia, lecz niektóre akcenty doktrynalne lub moralne wywodzące się z określonych opcji ideologicznych".

Nie oznacza to rezygnacji z mówienia o grzechu i wzywaniu do nawrócenia, tylko pragmatyczne przestawienie akcentów. Pragmatyczne, bo papież wie, że człowiek nie jest w stanie poświęcić życia dla nakazów i zakazów, tylko dla kogoś, kogo kocha. A jeśli kocha – nakazy i zakazy nie będą zbiorem przepisów, tylko treścią życia. To chyba największe wyzwanie, jakie papież rzuca duszpasterzom. Wymaga ono cierpliwości i wysiłku, a czasem także przemodelowania sposobu nauczania.

Nawrócenie Kościoła

To ważna część tego, co Franciszek nazywa „nawróceniem pastoralnym" (czyli duszpasterskim). Termin ten zresztą ma swój początek w tzw. dokumencie z Aparecidy, którego głównym redaktorem był kard. Bergoglio, dzisiejszy papież. Aparecida to brazylijskie miasto, w którym znajduje się najważniejsze sanktuarium maryjne w tym kraju. W Aparecidzie w 2007 roku obradowała Piąta Ogólna Konferencja Episkopatów Ameryki Łacińskiej i Południowej, której efektem był m.in. dokument końcowy. Aparecida stała się programem, kluczem do nowego wysiłku ewangelizacji, nie tylko w Ameryce Łacińskiej.

Myliłby się jednak ktoś, kto chciałby widzieć w nim tylko dokument lokalny, odpowiadający warunkom latynoskim. Po pierwsze, konferencję otworzył sam papież Benedykt XVI, a po drugie, po jej zakończeniu uznał, że jest to program dla całego Kościoła. Już w drodze na otwarcie konferencji miał powiedzieć jednemu z arcybiskupów: „Jestem przekonany, że tu się rozstrzygnie (...) przyszłość Kościoła katolickiego" (cyt. za Austen Ivereigh, „The Great Reformer"). To o tyle ważne, że dzisiaj słychać czasem w Europie, w tym również w Polsce, głosy, że wizja Franciszka, wzywającego do wyjścia na obrzeża Kościoła i promującego Kościół ubogi i dla ubogich, może i pasuje do Ameryki Łacińskiej, ale nie bardzo odpowiada warunkom europejskim, a polskim w szczególności.

Wszak w Polsce mamy ciągle niezłe statystyki praktyk religijnych – zwykle kładzie się nacisk na fakt, że 40 proc. Polaków uczęszcza co niedzielę do Kościoła, pomijając, że w tym samym czasie 60 proc. z nas żyje zupełnie innym życiem. Utwierdzanie się w takim samozadowoleniu, wynikającym z porównywania się z innymi państwami, usypia czujność Kościoła i wrażliwość na tych, którzy już się z nim rozstali lub planują to zrobić w najbliższym czasie. Dlatego wizja duszpasterska Franciszka, w tym nawrócenie duszpasterskie, nie jest lokalnym programem przeznaczonym tylko dla Ameryki Łacińskiej, ani tylko dla krajów zachodniej Europy, ale również konkretnym wyzwaniem dla Kościoła w Polsce.

Arcybiskup Rino Fisichella, który od 2010 roku kieruje Papieską Radą ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, podczas prezentacji w Krakowie polskiego wydania dokumentu z Aparecidy mówił, że wymaga on zmiany perspektywy. „Nawrócenie pastoralne" w praktyce oznacza – jego zdaniem – „odwrócenie się od biurokracji, przez pryzmat której często postrzegany jest Kościół", który powinien „stać się znakiem żywej wspólnoty, która głosi Jezusa Chrystusa i żyje nim wewnątrz wspólnoty". I dalej: „Jest to radykalna zmiana, której domaga się Kościół, aby żyć wymiarem misyjnym. I nie jest to zmiana, której wymaga od innych. Jest to zmiana, której Kościół wymaga od siebie" – podkreślał abp Fisichella.

Biskup Grzegorz Ryś, który w polskim Episkopacie jest najbardziej aktywnym promotorem programu z Aparecidy, podkreśla, że dokument ten nie jest „lekturą opcjonalną", tylko dla zainteresowanych. „To jest dokument, który wyznacza radykalną zmianę w myśleniu o tym, na czym polega misja Kościoła" – uważa. Biskup Ryś jest przewodniczącym Ogólnopolskiego Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji z ramienia Konferencji Episkopatu Polski. To w dużej mierze dzięki działalności tego zespołu i aktywności samego bp. Rysia powstające nowe wspólnoty modlitewne i apostolskie poczuły nowy wiatr w żaglach, wzrosła też i dalej rośnie liczba szkół liderów nowej ewangelizacji. To niewidoczne na co dzień w mediach przejawy życia Kościoła, który nabiera oddechu tam, gdzie słowa Franciszka są brane na poważnie.

Dobra pamięć

Widać też, że termin „nawrócenie pastoralne" przebija się do listów pasterskich niektórych biskupów. Arcybiskup Stanisław Gądecki w liście na Wielki Post w 2014 roku napisał m.in.: „Porównując idealny obraz Kościoła, jakiego pragnął Chrystus, z tą rzeczywistością, z jaką mamy dzisiaj do czynienia w Kościele, rodzi się pragnienie odnowy (...). Tego rodzaju odnowa jest w stanie przemienić zwyczaje, style, rozkład zajęć, język w ten sposób, by wszystkie struktury kościelne stały się odpowiedniejszą drogą ewangelizowania współczesnego świata".

To wyraźne pójście w innym kierunku niż uspokajanie siebie „nie najgorszymi" statystykami i poprzestawanie na pomnikowych celebracjach kolejnych rocznic w skali diecezji czy całego Kościoła w Polsce. Zresztą sposób, w jaki należy obchodzić różne rocznice (bo pamięć jest częścią tożsamości), pokazał też papież Franciszek na Jasnej Górze podczas mszy świętej z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski. Wielu uczestników tego wydarzenia oczekiwało zapewne laudacji na cześć polskiej tradycji i wierności Kościołowi. Tymczasem papież dał nam lekcję pokornego, a nie triumfalnego, patriotyzmu. Mówił o Bogu bliskim i zarazem konkretnym, nieutrzymującym dystansu, a jednocześnie niedecydującym za nas w sprawach tego świata i „niezajmującym się kwestiami władzy".

To człowiek – mówił papież – „pragnie władzy, wielkości i sławy, pragnienie to jest rzeczą tragicznie ludzką i jest wielką pokusą, która stara się wkraść wszędzie". Trudno nie czytać tych słów inaczej niż jako kolejnego wyzwania, dyskretnego, ale bardzo wyraźnego, dla Kościoła w Polsce: powinien on uniknąć wiązania się z jakąkolwiek opcją polityczną i kładzenia nacisku na duchowe, a nie tylko historyczno-polityczne przeżywanie ważnych rocznic narodowych. Na Wawelu mówił zaś jeszcze mocniej o dobrej i złej pamięci. Zwłaszcza ta druga, zdaniem papieża, jest destrukcyjna dla narodu. „Pamięcią negatywną jest natomiast ta, która spojrzenie umysłu i serca obsesyjnie koncentruje na złu, zwłaszcza popełnionym przez innych", mówił papież.

Wyzwaniem w wymiarze społeczno-politycznym dla katolików w Polsce jest również wrażliwość papieża wobec ubogich, w tym m.in. uchodźców. Nieszczęściem polskiej debaty nad tym problemem jest fakt, że wyobraźnia społeczeństw europejskich łączy ze sobą dwa obrazy: ponad milion wpuszczonych bez ograniczeń przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej oraz coraz częstsze zamachy, których sprawcami są m.in. nowi mieszkańcy kontynentu. Jeśli dodać do tego kompromitację odgórnie wyliczanych przez Komisję Europejską „kwot", czyli liczb uchodźców, jakie poszczególne kraje UE miały przyjąć do siebie, to cała sprawa zamienia się w parodię. Europejczycy, a Polacy w szczególności, coraz mniej poważnie traktują apele o sprowadzanie uchodźców.

Niestety, przez lekkomyślność decydentów wylano dziecko z kąpielą. A tymczasem jest racjonalna, bezpieczna i pewna alternatywa dla hurrapolityki w sprawie uchodźców uprawianej w Brukseli. To tzw. korytarze humanitarne, które z powodzeniem realizuje Wspólnota św. Idziego z Rzymu i których zwolennikiem jest sam Franciszek. Wbrew bowiem obiegowej opinii papież wcale nie wzywa do bezmyślnego otwarcia granic dla wszystkich imigrantów. Mówił wyraźnie o tym, że należy brać pod uwagę możliwości ekonomiczne danego kraju. Problem polega na tym, że nawet kwestia korytarzy humanitarnych, w których uchodźcy są dokładnie sprawdzani przez służby, została odrzucona przez polski rząd. W tym akurat zakresie polscy biskupi mają inne zdanie niż rządząca większość. Podczas jednego z zeszłorocznych zebrań plenarnych Konferencji Episkopatu Polski biskupi opowiedzieli się za otwarciem tzw. korytarza humanitarnego dla uchodźców z krajów ogarniętych wojną. Miała w to być zaangażowana polska Caritas. Niestety, bez zgody rządu – a tej ciągle nie ma – nie ma szans na rozpoczęcie projektu.

Małżeństwo do remontu

Być może największym wyzwaniem, już nie tylko dla Kościoła w Polsce, ale Kościoła w ogóle, jest adhortacja Franciszka o rodzinie „Amoris laetitia". W dużym skrócie: kontrowersje z nią związane sprowadzają się do sporu o to, czy istnieją przypadki, kiedy osoby po rozwodzie, żyjące w nowych związkach i nierezygnujące ze współżycia seksualnego, mogą przystąpić do komunii świętej i jednocześnie nie obarczyć się jeszcze większą winą, dopuszczając się grzechu świętokradztwa. To temat złożony, trudny i wielowątkowy. Odbiór dokumentu w samym Kościele jest bardzo różny: od nieuprawnionych (i zgubnych dla samych wiernych) interpretacji, że odtąd już każda osoba po rozwodzie może z automatu do komunii świętej przystąpić (w żadnym miejscu papież niczego podobnego nie powiedział) – po otwartą krytykę i kontestację papieża, łącznie z oskarżeniem go o zdradę Ewangelii i zerwanie z nauczaniem Kościoła o małżeństwie.

Gdzieś w środku, z różnymi odchyleniami w jedną lub drugą stronę, znajdują się ci, którzy po prostu mają wątpliwości wynikające ze szczerej troski duszpasterskiej, ale nie twierdzący, że to papież pobłądził, oraz ci, którzy biorą dokument w całości, rozumieją, że jest wyzwaniem i zrobieniem pewnego odważnego kroku, oraz starają się kwestię rozeznania poszczególnych przypadków (do czego wzywa papież) potraktować zupełnie serio. A przede wszystkim – podchodzą do tej sprawy z wiarą, że skoro papież coś takiego opublikował, to w punkcie wyjścia powinien być trud (dosłownie: trud) zrozumienia, a nie automatyczne reagowanie świętym oburzeniem.

Przykładem takiego rozsądnego i lojalnego wobec papieża (ale i wobec wiernych) podejścia jest m.in. postawa ks. dr. Przemysława Drąga, dyrektora Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin. Niedawno zapytałem go o kontrowersje wokół adhortacji. Ksiądz Drąg uważa, że papież wcale nie obniża poprzeczki osobom w sytuacjach tzw. nieregularnych, ale... podwyższa tę poprzeczkę, głównie spowiednikom, choć penitentom również. – Papież mówi w ten sposób: ja wam, kapłanom, ufam, że będziecie w stanie rozeznawać i pomagać – mówi ks. Drąg. – Ojciec Święty otwiera przed spowiednikami olbrzymie możliwości, które wymagają ogromnego zaangażowania nas jako kapłanów w wejście, zrozumienie i poprowadzenie tego człowieka. To prowadzenie nie zakłada, że na końcu na pewno będzie komunia święta. Być może spowiednik powie: potrzebujesz przejść drogę wiary, uważam, że nie jesteś jeszcze gotowy do przyjęcia komunii świętej – dodaje.

Kościół w Polsce będzie musiał się zmierzyć i z tym trudnym, to prawda, wyzwaniem, jakie postawił przed nami Franciszek. Możliwe, że to wizja, do której ciągle nie dorastamy, bo zakłada ogromne zaufanie do dojrzałości i kapłana, i spowiadającego się człowieka, który poplątał sobie i innym życie. Wyzwanie polega na tym, że taki człowiek nie może być przez Kościół opuszczony. I że musi skończyć się duszpasterstwo nastawione na masy i statystyki, a na poważnie trzeba się zająć indywidualnym prowadzeniem wiernych – m.in. na etapie przygotowania do sakramentu małżeństwa czy bierzmowania (karteczki ze spowiedzi i zaliczanie wpisów do indeksów musi odejść do lamusa).

Celem jest zaprzestanie tworzenia gleby pod rodzące się później „sytuacje nieregularne". Ksiądz Drąg mówi wprost, że wizja Franciszka to wizja prorocza, wizja wielkiej wiary papieża, że Kościół nie umiera, ale że konieczny jest nacisk na pracę indywidualną. My mamy zrobić wszystko, żeby człowieka do Jezusa przyprowadzić, czasem bardzo różnymi drogami. Pozostaje mieć nadzieję, że takie tłumaczenie wizji Franciszka, zamiast cichej czy otwartej kontestacji, stanie się normą w Kościele w Polsce. Tego pontyfikatu nie można „przeczekać". Trzeba go przepracować.

Autor jest publicystą „Gościa Niedzielnego" i właścicielem Wydawnictwa Niecałe

Oficjalnie wszystko wygląda poprawnie: nikt poważny nie zakwestionował publicznie nauczania obecnego papieża, Franciszek został do Polski zaproszony, wizyta przebiegła w znakomitej atmosferze, media katolickie publikują fragmenty jego przemówień, codziennie każdy kapłan modli się za „naszego papieża Franciszka" podczas mszy świętej. Jednocześnie od dłuższego czasu – jeśli nie od samego początku – tej pozornej poprawności towarzyszy pewien rodzaj nieustannego szemrania, utwierdzania siebie i innych w przekonaniu, że „coś z tym papieżem jest nie tak".

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów