Rodzina na skraju katastrofy

"Brud" to druga książka urodzonego na Alasce Davida Vanna po wydanej w 2018 r. „Legendzie o samobójstwie", która ukazuje się za sprawą Wydawnictwa Pauza. Nie będę ukrywał, że jestem admiratorem warszawskiej oficyny, która pojawiła się na rynku czytelniczym w 2017 r., wydała do tej pory 15 książek i publikuje współczesną literaturę amerykańską, francuską czy skandynawską. Staram się czytać wszystkie nowe tytuły Pauzy, bo to twórczość najwyższych lotów, konfrontująca nas z prawdami, na które ciężko przystać, komentująca otaczającą rzeczywistość bezkompromisowo, celująca w obyczajowy detal, igrająca z emocjami czytelnika. Wśród autorów znajdziemy nazwiska Édouarda Louisa, Sigrid Nunez czy Arnona Grunberga, autorów nieprzeciętnych, ambitnych i udowadniających, że wciąż jest miejsce i czas na książki, z którymi spotkanie do najłatwiejszych nie należy. Na pisarstwo ambitne, zmuszające do dokonania wewnętrznej pracy, odsłonienia się, zajęcia stanowiska.

Publikacja: 03.01.2020 17:00

Rodzina na skraju katastrofy

Foto: materiały prasowe

Proza Vanna nie pozostawia żadnych złudzeń, jest precyzyjna jak chirurgiczny skalpel. Jest gęsta od emocji, portrety psychologiczne bohaterów powalają drobiazgowością, relacje dysfunkcyjnej rodziny intensyfikują się z każdą kartką, całość nieuchronnie zmierza do tragicznego finału. Vann potrafi targać emocjami czytelnika, wyrywać z marazmu.



„Brud" to portret rozpadającej się na naszych oczach rodziny, której fundamentem trwania jest pozór. Rzecz dzieje się w sennej Dolinie Kalifornijskiej. I słońce, podobnie jak w „Obcym" Camusa, nie jest przyjemne, ale ciąży i doskwiera, oświetla najgorsze instynkty, rodzi w bohaterach atawizmy, jest nieznośne, prowokuje do szukania po sobie miejsc skrytych, gdzie być może drzemie zło. Zło obecne, ale nie do końca ukształtowane, już się staje, ale jeszcze nie nadeszło – do czasu.

Galen, 22-letni chłopak, mieszka z mamą, a codzienność dzieli na wizyty ciotki i kuzynki oraz na odwiedzanie babki, która zastyga w domu opieki. Chłopak żyje we własnym świecie, prowokacyjnie manifestuje swoją niechęć do otoczenia, zatraca się w buddyjskich praktykach, które opacznie interpretuje i za cenę chwilowego „oświecenia", jest w stanie poświęcić wiele dla swoich „medytacji". Nieznośny i impertynencki, choć próbujący znaleźć dla swojego życia właściwe tory, przypomina nieco Holdena Caulfielda z „Buszującego w zbożu" Salingera. Potwornie sfrustrowany, w niczym nie widzi stałości. Patologicznie pożąda swojej kuzynki Jennifer, szuka drogi, na której będzie mógł zapomnieć o swoim istnieniu. Matce, która żyje w przeszłości, w wyimaginowanym świecie dzieciństwa, bojąc się szczerości i spotkania z prawdą, mówi: „Nigdy nie powiedziałaś nic prawdziwego o czymś ważnym".

Vann opisuje rodzinę, dla której sensowne pielęgnowanie więzi jest trudne i problemowe. Ich rzeczywistość budowana jest na żalach i kłamstwie. Pisarz znakomicie oddaje napięcie między zantagonizowanymi członkami rodziny, którzy za nic nie są w stanie uzgodnić swoich racji i w pewnym momencie już nie da się uciec od skrywanych niechęci, atmosfera zmierza ku katastrofie. Własne ambicje realizowane są tu za cenę krzywdzenia krewnych, składają się na przygnębiający obraz rodziny, w której każdy nosi swoją zadrę i nie może liczyć na empatię.

Vann znakomicie pokazuje, jak mechanizm zaprzeczania prawdzie, a z drugiej strony niszczenia fałszywego obrazu przeszłości, prowadzi do upadku. Wszystko to przypomina ponurą maksymę Pascala, że ludzie ze swojej natury nienawidzą się nawzajem. 

Proza Vanna nie pozostawia żadnych złudzeń, jest precyzyjna jak chirurgiczny skalpel. Jest gęsta od emocji, portrety psychologiczne bohaterów powalają drobiazgowością, relacje dysfunkcyjnej rodziny intensyfikują się z każdą kartką, całość nieuchronnie zmierza do tragicznego finału. Vann potrafi targać emocjami czytelnika, wyrywać z marazmu.

„Brud" to portret rozpadającej się na naszych oczach rodziny, której fundamentem trwania jest pozór. Rzecz dzieje się w sennej Dolinie Kalifornijskiej. I słońce, podobnie jak w „Obcym" Camusa, nie jest przyjemne, ale ciąży i doskwiera, oświetla najgorsze instynkty, rodzi w bohaterach atawizmy, jest nieznośne, prowokuje do szukania po sobie miejsc skrytych, gdzie być może drzemie zło. Zło obecne, ale nie do końca ukształtowane, już się staje, ale jeszcze nie nadeszło – do czasu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami