Legia zwyciężyła w piątym kolejnym spotkaniu u siebie – strzeliła w nich aż 21 goli, straciła zaledwie trzy. W sobotę zrewanżowała się za porażkę w Płocku z początku sezonu i pokonała Wisłę 3:1, po dwóch golach Jarosława Niezgody i jednym Jose Kante. Przez ostatnie lata polska liga była tak wyrównana, że aby znaleźć poprzedni zespół, który zaliczył pięć wygranych z rzędu na własnym stadionie, trzeba się cofać aż do Wisły Kraków Henryka Kasperczaka.
Nie oznacza to oczywiście, że Legia przerosła już pozostałych i jej droga do odzyskania mistrzostwa będzie lekka, łatwa i przyjemna. Zespół Aleksandara Vukovicia wciąż znacznie gorzej radzi sobie na wyjazdach (świeżo w pamięci kibice powinni mieć porażkę w Szczecinie z Pogonią 1:3), wciąż też ma kiepski bilans z zespołami z czołowej ósemki.
Ale widać też, że Legia nabiera wiatru w żagle, a trener z piłkarzami uczą się i wyciągają wnioski. W poprzedni weekend ta zawodząca z dala od stadionu przy Łazienkowskiej Legia pokonała bezdyskusyjnie Śląsk we Wrocławiu 3:0 i została pierwszym zespołem w tym sezonie, który zdobył w stolicy Dolnego Śląska komplet punktów.
Vuković nie spoczywa na laurach, nie trwa przy jednej formule. Skoro ostatnimi czasy miał obu napastników w znakomitej formie, to uznał, że bez sensu, by jeden z nich marnował czas na ławce. W spotkaniu z Wisłą od pierwszej minuty do boju posłał duet – w efekcie obaj wpisali się na listę strzelców, a Kante wyglądał, jakby pozycja tego cofniętego atakującego, grającego za plecami Niezgody, była dla niego stworzona.
Niezgoda przed meczem odebrał nagrodę dla najlepszego zawodnika listopada, ale – jak widać – grudzień też mu pasuje. Pytanie tylko, czy nie będzie to jego ostatni miesiąc w Warszawie. Coraz więcej wskazuje bowiem na to, że już zimą napastnik może zostać sprzedany. Kierunek jest ten sam co w przypadku ostatniego dużego transferu z Legii: wschód, a konkretnie Dinamo Moskwa. Latem Rosjanie zapłacili 5,5 mln euro za Sebastiana Szymańskiego, teraz są ponoć gotowi wyłożyć 4 mln za Niezgodę.