Przez te wszystkie lata wielokrotnie różniłem się z Balcerowiczem w wielu sprawach, takich jak uprzywilejowanie banków ustawą o szczególnym uregulowaniu stosunków kredytowych, zbyt długie utrzymywanie sztywnego kursu dolara, zrobienie z cen węgla „kotwicy inflacyjnej" (bo to pozostawiło górnictwo w okowach socjalizmu – w zasadzie do dziś), progresja podatkowa, podwyższanie kosztów pracy przez składki na ZUS, wprowadzenie OFE czy brak transparentności przy prywatyzacji i późniejsze jej powstrzymanie. Osobiście wprowadziłbym liniowy podatek dochodowy (teraz już bym go zlikwidował, ale wtedy dopuszczałem jego istnienie), ustanowiłbym równą emeryturę dla wszystkich, a wszystkie spółki wprowadziłbym na giełdę, w rękach państwa zostawiając tylko infrastrukturę.
Generalnie działania profesora uważałem za zbyt mało rynkowe i zbyt mało liberalne. Ale co zrobiliby jego dzisiejsi krytycy? Rozdali ludziom więcej pieniędzy? Messner i Rakowski rozdawali! Nic by nie sprywatyzowali? Polska Diora wygrałaby rywalizację rynkową z Sony, a Dębica z Goodyearem? Jak spłacilibyśmy długi Gierka? Byliśmy przecież bankrutem.
Gdyby Jarosław Kaczyński przejął w 1989 r. nie tylko „Express Wieczorny", ale też całą gospodarkę, jak to się stało w 2015 r., to co takiego by zrobił, żeby była ona w lepszym stanie, niż dziś jest spółka Srebrna?
Z kolei Adrian Zandberg wrócił wtedy z Danii. To, co zobaczył, mogło mu się wydać koszmarem – te łóżka polowe i szczęki rozstawione na ulicach, tłum ludzi cisnący się do McDonald's przy Marszałkowskiej czy centrum King Cross przy Grochowskiej. Bo przecież wcześniej nie mogło być źle, skoro był socjalizm i rządzący gospodarką posługiwali się książkami Marksa. Pan Adrian miał wówczas raptem 10 lat, więc pomysłów na to, jak nie dać niszczyć gospodarki kapitalistom, miał prawo jeszcze nie mieć. Za to jego koalicyjny kolega – Włodek Czarzasty – miał już pewnie jakiś plan w zanadrzu, skoro dziś tak krytykuje ten Balcerowicza.
Ale po co były Okrągły Stół i wybory czerwcowe? Przecież po wprowadzeniu stanu wojennego nic nie stało na przeszkodzie, żeby zrobić takie reformy jak Xiaoping w Chinach. O takich, jakie zrobił Pinochet w Chile, nie odważę się wspomnieć. Czyżby generałowie Jaruzelski z Kiszczakiem w drodze spisku zawiązanego w Magdalence oddali gospodarkę w pakt swoim tajnym współpracownikom, żeby oni ją rozkradli i jakoś się z nimi podzielili? Litości!