Stankiewicz: Gender, tłuste nóżki i Trybunał

Na liście adresatów, do których Beata Kempa wysłała dotąd listy są m.in. Meryl Streep, Małgorzata Tusk i Adam Hofman. Teraz Kempa postanowiła napisać do prezesa Trybunału Konstytucyjnego.

Publikacja: 11.12.2015 17:48

Andrzej Stankiewicz

Andrzej Stankiewicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W politycznym światku Beata Kempa jest niedoścignioną mistrzynią sztuki epistolografii — uwielbia pisać listy. Do tej pory najczęściej pisała o gender — tak jak na początku 2014 r., gdy skierowała list do Meryl Streep, trzykrotnej laureatki Oscarów.

Kempa dostrzegła w wypowiedziach aktorki niebezpieczny rys ideologii gender, więc — jako szefowa sejmowego zespołu antygenderowego — postanowiła interweniować. „Kierowany przez mnie zespół kieruje się wartościami równości, tolerancji i niedyskryminacji. Zwalcza natomiast ideologiczne szaleństwo ideologii gender, związane z seksualizacją dzieci i młodzieży w przedszkolach i szkołach. Jesteśmy przeciwnikami wywierania presji i zmuszania dzieci do odgrywania ról niezgodnych z ich biologiczną płcią. Przebieraniu na siłę chłopców za dziewczynki i dziewczynki za chłopców. Jesteśmy przeciwni warsztatom, podczas których dorosły edukator uczy dzieci masturbacji. Nie godzimy się na eksperymentowanie z dziećmi w ramach edukacji publicznej wbrew woli ich rodziców. Wierzę, że dla Pani, matki czworga dzieci, tego rodzaju stanowisko jest naturalne i oczywiste."

Normalnych ludzi odstrasza

Niemal identyczny list gender Kempa napisała też do premierowej Małgorzaty Tusk. „W niektórych przedszkolach prowadzone są zajęcia polegające na przebieraniu chłopców w sukienki, malowaniu im paznokci i seksualizacji dzieci. Programy nauczania tzw. równościowego, kwestionują kluczową rolę rodzica w procesie edukacji swoich dzieci. Zdaję sobie naturalnie sprawę, że Pani jako matki i babci nie muszę przekonywać do tego, że nie wolno eksperymentować na naszych dzieciach". Ale Kempa pisała też o polityce. Gdy działała w Solidarnej Polsce Zbigniewa Ziobry — która konkurowała z PiS do czasu zawarcia koalicji w 2014 r — regularnie atakowała właśnie polityków PiS. Parol zagięła głównie na ówczesnego rzecznika partii Adama Hofmana.

Po przegranej PiS w ubiegłorocznych wyborach europejskich w maju 2014 r. wystosowała do niego osobliwy list. Był on reakcją na zarzut Hofmana, że PiS przegrało przez „separatystów" — a więc przez Solidarną Polskę. „Panie Hofman, jak się nie ma zdolności do wygrywania wyborów, to trzeba to unieść z honorem. Takiego słowa jak honor nie ma w Pana słowniku. Tupanie tłustymi nóżkami, obrzucanie błotem wszystkich naokoło nic nie dadzą. Nigdy Pan nie wygra wyborów mając serce i umysł przepełniony nienawiścią. To normalnych ludzi odstrasza".

Kempa jest drukarzem

Teraz Kempa jest już w obozie PiS, który postawił ją na czele Kancelarii Premiera. I właśnie postanowiła się włączyć w konflikt o Trybunał Konstytucyjny — pisząc list do jego prezesa Andrzeja Rzeplińskiego.

Ten dokument należy potraktować poważniej, niż jej poprzednie epistoły. Otóż PiS boli orzeczenie TK z ubiegłego tygodnia, wedle którego wybór trzech sędziów Trybunału przez Platformę tuż przed wyborami był zgodny z prawem. Trybunał zobowiązał prezydenta, by natychmiast odebrał od nich zaprzysiężenie — czego Andrzej Duda zrobić nie chce.

Dlatego partia robi co może, aby znaleźć uzasadnienie dla swych działań, czyli bojkotu tego orzeczenia TK, a może i kolejnych. Tak należy czytać list Kempy. Pani minister dowodzi, że TK orzekając w minionym tygodniu powinien był się zebrać w tzw. pełnym składzie, a zatem w liczbie co najmniej dziewięciu sędziów. Czemu? Bo materia była skomplikowana, co uznał zresztą sam Rzepliński, pierwotnie wyznaczając do orzekania pełen skład Trybunału. Ostatecznie w sprawie orzekało pięciu sędziów. Dlaczego? Bo w związku z zamieszaniem wokół składu Trybunału, okazało się, że brakuje pełnoprawnych sędziów.

Kempa może wyrażać wątpliwości co do składu, ale nie mają one żadnego znaczenia — orzeczenie jest ważne. Dlatego zawarta w liście do Rzeplińskiego zapowiedź wstrzymania przez rząd publikacji orzeczenia TK w Dzienniku Ustaw (wówczas staje się obowiązującym prawem) jest zdumiewająca. Kempa jako szefowa Kancelarii Premiera jest jedynie drukarzem orzeczeń TK, a nie ich recenzentem.

Nie ma piekła

Łatwo dziś robić sobie żarty z Kempy — wszak jeszcze we czwartek zapowiadała publikację orzeczenia. Albo w nocy z czwartku na piątek zmieniła zdanie, albo ktoś jej zmienił.

Sprawa nie jest błaha. Kombinowanie przy Dzienniku Ustaw, żeby udawać że orzeczenie TK władzy nie obowiązuje, to pogorszenie politycznych standardów, zagrywka bardziej ze Wschodu, niż z Zachodu.

W odróżnieniu od obecnej ekipy rządzącej każda wcześniejsza władza orzeczenia TK honorowała. Tak, rządy Platformy wielu wyroków TK nie wdrożyły — tyle że z nierychliwości lub nieudolności. Platformie zdarzały się co prawda podejrzane opóźnienia w drukowaniu ważnych ustaw — takich jak ustawa o bestiach (co na krótko pozwoliło wyjść na wolność królowi pedofilów), czy też ustawy dotyczącej rajów podatkowych (co mogło opóźnić wprowadzenie barier dla ucieczki przed polskimi podatkami). Ale takie wpadki były szybko naprawiane.

List Kempy to kolejna, pewnie nieostatnia, zagrywka w wojnie o kontrolę nad TK. Każdy kolejny taki trik spycha polską politykę w coraz większy chaos i rozmontowuje system konstytucyjny. A lepszego nie mamy pod ręką.

Nawet jeśli komuś obecna władza bardzo się podoba, a Konstytucja bardzo się nie podoba, to powinien zdawać sobie sprawę, że działania PiS są krótkowzroczne. Wojna o Trybunał kiedyś się skończy, ale na trwałe zmieni polską politykę. Każda kolejna ekipa rządząca może w przyszłości sięgnąć po zagrywki przetestowane przez PiS i wykorzystać je przeciwko instytucjom państwa, przeciw prezydentowi i przeciw opozycji — także przeciw samemu PiS. A to znaczy, że piekła już nie będzie.

W politycznym światku Beata Kempa jest niedoścignioną mistrzynią sztuki epistolografii — uwielbia pisać listy. Do tej pory najczęściej pisała o gender — tak jak na początku 2014 r., gdy skierowała list do Meryl Streep, trzykrotnej laureatki Oscarów.

Kempa dostrzegła w wypowiedziach aktorki niebezpieczny rys ideologii gender, więc — jako szefowa sejmowego zespołu antygenderowego — postanowiła interweniować. „Kierowany przez mnie zespół kieruje się wartościami równości, tolerancji i niedyskryminacji. Zwalcza natomiast ideologiczne szaleństwo ideologii gender, związane z seksualizacją dzieci i młodzieży w przedszkolach i szkołach. Jesteśmy przeciwnikami wywierania presji i zmuszania dzieci do odgrywania ról niezgodnych z ich biologiczną płcią. Przebieraniu na siłę chłopców za dziewczynki i dziewczynki za chłopców. Jesteśmy przeciwni warsztatom, podczas których dorosły edukator uczy dzieci masturbacji. Nie godzimy się na eksperymentowanie z dziećmi w ramach edukacji publicznej wbrew woli ich rodziców. Wierzę, że dla Pani, matki czworga dzieci, tego rodzaju stanowisko jest naturalne i oczywiste."

Pozostało 82% artykułu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji