Prowokacja za 2 złote

Zgodnie z chińską filozofią świat zawsze pozostaje w równowadze. Yin i yang uzupełniają się. Dobro równoważy zło, niebo – ziemię itd. A skoro tak, to gdzieś na świecie żyje dwójka genialnych jak Albert Einstein i błyskotliwych jak Thomas Edison urzędników. Skąd to wiem? Bo ktoś, do cholery, musi przecież równoważyć dwie „wybitne pracownice" skarbówki w Bartoszycach!

Aktualizacja: 26.11.2018 06:06 Publikacja: 25.11.2018 20:00

Prowokacja za 2 złote

Foto: 123RF

Dwie słynne już na całą Polskę panie zorganizowały filmową wręcz prowokację. Jak wynika z komunikatu rzecznika małych i średnich przedsiębiorców, z odpiętym kablem do lampy i przepaloną żarówką podjechały autem do warsztatu. Mechanik już zamknął kasę fiskalną, ale ulitował się. Wziął używaną żarówkę, podpiął kabelek. Przyjął zaofiarowane mu 10 zł. I wtedy, szast-prast, panie wyciągnęły odznaki! I łup – mandat 500 zł! Bo skoro kasa zamknięta, to nie został odprowadzony VAT w wysokości... 2,3 zł. Mechanik mandatu nie przyjął, więc fiskus skierował sprawę do sądu.

Prowokacja za 2 złote. Absurd, którego nikt przy zdrowych zmysłach by sobie nawet nie wyobraził. A bartoszycka skarbówka – owszem!

Historia trafiła już do popkultury. W internecie są memy i satyry na temat urzędników skarbówki. Zupełnie jak za PRL, gdy krążyły dowcipy o milicjantach, zawsze nieskończenie głupich.

To jednak śmieszne wcale nie jest. Ten rodzaj obśmiewania jest znamienny. To kpina z konkretnej grupy, której opinia publiczna nie lubi, nie szanuje i nie czuje z nią żadnej więzi. Ale przede wszystkim – traktuje jak wroga. Tak, społeczeństwo traktuje urzędników skarbówki jak wroga. Obcego, z którym nie ma nic wspólnego. Jasne, że nikt na świecie nie lubi płacić podatków. Ale fiskus może być kompetentnym i pomocnym w tym nielubianym procesie partnerem – jak to jest w lepiej zorganizowanych państwach. Nie powinien być opresyjną machiną, nastawioną na niszczenie podatnika bez oglądania się na dobro gospodarki.

Historia z Bartoszyc zabetonuje fatalne postrzeganie polskich urzędników przez obywateli. Parafrazując klasyka: „Jeszcze nigdy skarbówka nie straciła tak wiele przez tak niewielką kwotę". Można co miesiąc uchwalać nowe konstytucje, a nawet biblie biznesu. Organizować konferencje na temat ustaw korzystnych dla przedsiębiorczości. To wszystko idzie na marne, gdy do akcji wkraczają urzędnicy pokroju pań z Bartoszyc. Mechanik po roku ciągania po sądach ma zapewne zapowiedzi rządu w głębokim poważaniu. Tak samo jego sąsiedzi. I pewnie wielu przedsiębiorców z całej Polski również – po tym, gdy przeczytali tę historię.

Albo inną, o fiskusie, który żądał od nowożeńców listy gości z wykazem, ile który dał w kopercie. A jak nie, to 75 proc. podatku sankcyjnego. Czy fiskus chce zabić więzi społeczne? Czy młodożeńcy mają przestać organizować wesela i poprawiny? Czy zamiast prezentu pod choinką dziecko znajdzie w pudełku przyczajonego inspektora podatkowego?

Człowiek wylądował na Księżycu, szykowana jest wyprawa na Marsa... a polska skarbówka niezmiennie zachowuje się jak poborca podatków ze średniowiecza. Łupi bez oglądania się na konsekwencje. Dlatego takich urzędników trzeba potraktować metodami jak za króla Ćwieczka: wytarzać w smole i pierzu, zakuć w dyby na rynku. Niech wściekły lud obrzuca ich ogryzkami i jajkami. Potem trzeba ich skazać na banicję – nigdy więcej nie mogą tknąć posady w administracji publicznej. Bo tak dalej po prostu być nie może.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację