Tomasz Pietryga: Wyjdźmy ze swoich twierdz

Ataki na Kościoły i duchownych są nieakceptowalne. Jednak to nie robienie ze świątyń warownych twierdz może je zatrzymać, ale szukanie kompromisu z umiarkowaną częścią społeczeństwa, która odrzuca wyrok TK.

Publikacja: 28.10.2020 17:54

Tomasz Pietryga: Wyjdźmy ze swoich twierdz

Foto: Paweł Rochowicz

Nie ulega wątpliwości, że z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy aborcyjnej trzeba coś robić. Emocje społeczne , które budzi, nie wygasną same. Funkcjonowanie państwa, jego instytucji, respektowanie decyzji władzy i poszanowanie prawa zaczyna szwankować, a proces ten zacznie się pogłębiać. Władza będzie zmuszona egzekwować obowiązujące zasady wobec obywatelskiego nieposłuszeństwa, a reakcją będzie odwet, sprowadzający się również do obrazy uczuć religijnych i ataków na świątynie.

Manifestacje, a nawet gwałtowne starcia z przeciwnikami czy policją są elementem demokracji. Ciemniejszą stroną. I zdarzają się regularnie w demokracjach starszych niż nasza, gdzie część społeczeństwa jest niezadowolona z decyzji władzy , którą nie ona wybrała. Ten wybuch jest wezwaniem do korekty polityki, przypomnieniem, że druga strona istnieje, a jej głos należy brać pod uwagę. Brak reakcji i długotrwały konflikt można nazwać początkiem procesu anomii, gdy wartości, zasady przestają być przestrzegane, a wprowadzane są inne równoległe, własne. Dobrze ilustruje to postawa jednej z liderek Protestu Kobiet Marty Lempart, która wezwała do ignorowania orzeczenia czy pandemii w imię innych racji. Jeżeli tego rodzaju postawy trafią na podatny grunt i staną się masowe, rozpocznie się korozja państwa, znana z państw, w którym toczą się długotrwałe konflikty, a władza panuje tylko nad częścią swojego „terytorium".

Nie jest też rozwiązaniem robienie z kościołów twierdz, i wzywanie do ich obrony, bo to język konfrontacji. W demokracji lepszą odpowiedzią, która może zatrzymać ataki jest szukanie rozwiązań kompromisowych, które spacyfikują złe, nieakceptowalne emocje. Nawet jeżeli nie zadowolą one w stu procentach nikogo, będą czynnikiem stabilizującym. Długotrwałe chronienie świątyń przed emocjami rozgniewanego tłumu to sytuacja patologiczna. Wyniszcza. Dlatego ten konflikt należy zniwelować rozwiązaniami akceptowalnymi dla większości społeczeństwa (bo radykalnych aktywistów na pewno nie zadowolą).

PiS powinien ich szukać, wsłuchując się również w głosy nieradykalnych uczestników konfliktu. Jako wnioskodawca do TK jest siłą sprawczą całego zamieszania, dysponuje też samodzielną władzą dającą mu możliwość rozładowania sytuacji. Wzywanie do debaty z opozycją jest dziś czystą iluzją. Opozycja parlamentarna szybko rozszerzyła pole aborcyjnego konfliktu na inne sfery. Odkurzyła nawet zarzuty dotyczące zmian w sądownictwie (nie tylko w TK). Lewica natomiast ustawiła nierealną poprzeczkę porozumienia, proponując ustawę radykalnie liberalizującą prawo aborcyjne. Trudno zatem zakładać, że jakiekolwiek wezwania do okrągłego stołu czy dialogu będą miały sens. Szybciej bowiem przekształcą się w znaną od dawna polityczną „młóckę" niż w platformę wypracowania rozwiązań kompromisowych, akceptowalnych dla większości społeczeństwa.

PiS musi się z tym zmierzyć sam, biorąc pełną odpowiedzialność za tę sytuację. Co może zrobić? Pomysłów jest wiele. Referendum czy próby zmiany konstytucji to rozwiązania atrakcyjne medialnie, ale nie rozładują konfliktu, tylko go zaostrzą. Dlatego najlepsze wydaje się szukanie rozwiązań środkowych. Być może takim rozwiązaniem- podnoszonym już w debacie publicznej jest rozpoczęcie prac od wykluczenia niepełnosprawności typu zespół Downa czy Turnera z definicji ciężkich wad płodu. I wprowadzenie jednocześnie innych zmian ustawowych, gwarantujących realne i godne, a nie dziadowskie wsparcie dla rodzin i matek, które zdecydowały się urodzić dzieci z niepełnosprawnością. Chodzi o godziwe, a nie symboliczne zasiłki, preferencyjne miejsce w systemie ochrony zdrowia oraz udogodnienia, jakie dziś przysługują rodzinom wielodzietnym.

Stworzenie pozytywnej atmosfery społecznej wokół niepełnosprawności może stonować nastroje, uczynić wyrok TK bardziej akceptowalnym.

Politykom i organizacjom bardziej radykalnym domagającym się pełnej liberalizacji prawa aborcyjnego , które dziś chcą rozwiązać tę sprawę za pomocą kryterium ulicznego, pozostanie przekonywanie obywateli do demokratycznego wyboru, który dałby im władzę konieczną do zmiany konstytucji i obowiązujących zasad. Innej drogi nie ma.

Warto pamiętać, że zdecydowana większość społeczeństwa opowiada się za utrzymaniem kompromisu aborcyjnego. To powinien być dziś azymut dla polityków.

Nie ulega wątpliwości, że z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy aborcyjnej trzeba coś robić. Emocje społeczne , które budzi, nie wygasną same. Funkcjonowanie państwa, jego instytucji, respektowanie decyzji władzy i poszanowanie prawa zaczyna szwankować, a proces ten zacznie się pogłębiać. Władza będzie zmuszona egzekwować obowiązujące zasady wobec obywatelskiego nieposłuszeństwa, a reakcją będzie odwet, sprowadzający się również do obrazy uczuć religijnych i ataków na świątynie.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?