Polska 2050: Warunki rozwoju naszego kraju

Niezależnie od tego, jak trudno skopiować dokonania innych społeczeństw, główny problem w tym, że świat, w którym kształtował się model gospodarki niemieckiej czy koreańskiej, już nie istnieje.

Publikacja: 18.10.2018 21:00

Polska 2050: Warunki rozwoju naszego kraju

Foto: Adobe Stock

Znanym fenomenem historii wojen jest to, że generałowie wiedzą, w jaki sposób należało wygrać poprzednią wojnę, a nowa ich zawsze zaskakuje. Jeśli więc myślimy o rozwoju Polski w nadchodzących dekadach, musimy sobie przede wszystkim uświadomić, jak będzie się zmieniać świat.

Najpotężniejszym czynnikiem zmian będzie rozwój technologiczny. Żyjemy w czasach nienotowanego w historii postępu, który w krótkim czasie może zupełnie zmienić warunki globalnej gry gospodarczej. Przyzwyczailiśmy się do aksjomatu, że kraj z niższymi płacami ma przewagę konkurencyjną nad krajem o wyższych płacach. Jednak robotyzacja i digitalizacja mogą to szybko zmienić. Za kilka lat obsługiwana przez roboty fabryka w Japonii będzie bardziej konkurencyjna niż zatrudniająca ludzi fabryka w Wietnamie, wykorzystujący sztuczną inteligencję system obsługi klienta w USA pokona call center w Indiach, a kierowana przez automat niemiecka ciężarówka stanie się tańsza od ciężarówki z polskim kierowcą. W roku 2050 ten, kto będzie w stanie tworzyć i wykorzystywać nowe technologie, będzie mógł dyktować warunki gry.

Nie są też wcale pewne zmiany na mapie potęgi gospodarczej. Uważa się, że w roku 2050 największą gospodarką świata będą Chiny, wyprzedzając Indie i USA. Jest to jednak tylko projekcja, bazująca na trendach obserwowanych w minionych 30 latach. Historia wielokrotnie pokazywała, że takie trendy potrafią się załamywać np. wskutek potężnych kryzysów na tle społeczno-politycznym. Załamanie rozwoju wielu krajów, o nieznanej skali, może też przynieść kryzys ekologiczny.

Wreszcie wielką niewiadomą pozostaje problem bezpieczeństwa rozwoju. Poza klasycznymi zagrożeniami natury polityczno-militarnej należy być również gotowym na cyberataki, terroryzm, szantaż ekonomiczny i technologiczny czy manipulacje stabilnością polityczną krajów.

Wszystkie te czynniki niepewności i zmian pokazują, jak naiwne są próby tworzenia strategii rozwoju gospodarczego Polski w oparciu o doświadczenia z historii. Niezależnie od tego, jak trudno jest kopiować dokonania innych, niepodobnych do naszego społeczeństw, główny problem jest inny – świat, w którym kształtował się kiedyś model gospodarki niemieckiej czy koreańskiej, po prostu już nie istnieje. W zmieniającym się w gwałtowny i nieprzewidywalny sposób otoczeniu kluczowe znaczenie dla długookresowych perspektyw rozwoju Polski będzie miała zdolność do szybkiej adaptacji i wykorzystania powstających szans.

Wojciechowski: Czy umiemy tańczyć do muzyki przyszłości

Warski: Okęciu z odsieczą

Kołodko: Miejsce w szeregu

Ludzie

Pierwszym i najważniejszym warunkiem wysokich zdolności adaptacyjnych gospodarki jest zdolność ludzi do absorbcji i akceptacji zmian. W Polsce nadal uważa się (również w środowisku biznesu – przynajmniej do czasu, gdy pojawia się panika związana z brakiem pracowników), że kluczowa rola kapitału ludzkiego w rozwoju jest politycznie poprawnym frazesem. W rzeczywistości jest to warunek dostosowania się do zmian i wykorzystania tworzonych przez nie szans.

Wśród cech kapitału ludzkiego ważnych dla rozwoju Polski kluczowe miejsca zajmują: zdolność do stałego uczenia się, absorbcji technologii i adaptacji do zmian zachodzących na rynku (to znacznie więcej niż sloganowe „kształcenie na potrzeby rynku pracy"); umiejętność zdobywania i weryfikowania informacji (odsiewania ważnych i prawdziwych od szumu informacyjnego), analizy i wyciągania syntetycznych wniosków, komunikacji i współpracy z innymi ludźmi (bez której wszelkie wezwania do tworzenia „polskich championów" pozostaną na papierze); a wreszcie zdolność do skutecznego przywództwa (jest to warunek kształtowania grupy liderów społecznych i gospodarczych, podzielających ambicję modernizacji i rozwoju kraju).

Obecny stan rozwoju kapitału ludzkiego Polski uważam – z punktu widzenia tych potrzeb – za zły. Polska edukacja zajęta jest rzekomymi „reformami" (żałośnie nieprzystającymi do potrzeb), kłótniami o pensum i płace nauczycieli, a także walką o głosy wyborcze (np. akcjami typu „Ratujmy maluchy").

Nie kształtuje postaw aktywności, przywództwa, przedsiębiorczości i umiejętności współpracy ani nie daje do ręki narzędzi elastycznej adaptacji w zmieniającym się świecie. Nie uczy weryfikacji i analizy informacji, przez co ludzie podatni są na oszustwa finansowe i prymitywny populizm. Dotyczy to edukacji na każdym poziomie: od przedszkola przez szkołę (kształtujących przeciętnego Polaka) do wyższych uczelni (które powinny kształtować grupę liderów). Polska edukacja potrzebuje fundamentalnych, głębokich reform.

Innymi aspektami rozwoju kapitału ludzkiego są demografia i zjawiska migracyjne. Spadek płodności kobiet w minionych 30 latach miał charakter zmiany kulturowej. Oczywiście mądra polityka prorodzinna, nastawiona głównie na pomoc w łączeniu pracy zawodowej z posiadaniem dzieci (a nie na rozdawanie zasiłków), może stopniowo sytuację nieco poprawić. Nie zmienia to jednak faktu, że niezbędne jest też wypracowanie odpowiedniej strategii imigracyjnej, służącej zarówno skutecznej kontroli nad procesami migracyjnymi, jak integracji imigrantów ze społeczeństwem polskim, a w samym kraju wzrostowi zrozumienia i akceptacji wielokulturowości.

Kapitał

Do rozwoju i modernizacji Polski – a zwłaszcza do sfinansowania niezbędnego skoku technologicznego – potrzebny jest kapitał. Odłóżmy na bok fantazje, jakoby możliwy był dziś rozwój bez kapitału (możliwy na poziomie małej firmy, wykorzystującej w innowacyjny sposób istniejące technologie, ale nie na poziomie kraju). Oparcie się w rozwoju w wysokim stopniu na kapitale obcym, choć wyobrażalne, rodzi ryzyko. Po pierwsze, w wyniku takiego rozwoju rosnąca część PKB transferowana jest za granicę w formie zysków, co wiedzie do rozdźwięku między wskaźnikami wzrostu produkcji a wzrostu dochodów mieszkańców (PNB). Po drugie, i ważniejsze, inwestowany w Polsce zagraniczny kapitał zapewne nie byłby zainteresowany długookresowym finansowaniem skoku technologicznego i innowacji, a raczej wykorzystaniem bieżących przewag konkurencyjnych (tańszej pracy, dostępu do rynku Unii).

Nie oznacza to oczywiście, że Polska nie powinna zabiegać o zaawansowane technologicznie zagraniczne inwestycje. Jeśli jednak nasz kraj ma rzeczywiście doganiać liderów, niezbędne są do tego silne, ekspansywne firmy krajowe. Takie firmy nie powstaną w oparciu o kapitał zagraniczny anio państwowych monopolistów. Potrzebny jest do tego polski, prywatny kapitał. A polski kapitał może wziąć się jedynie z wzrostu krajowych oszczędności.

Niestety, jest to wielki problem: rosnące aspiracje konsumpcyjne społeczeństwa będą nas raczej popychać w stronę spadku stopy oszczędności netto. Zmiana tego stanu rzeczy jest możliwa wyłącznie w wyniku konsekwentnych działań na rzecz znacznego wzrostu oszczędności. Jak sądzę, jedynym sposobem jest przekonanie ludzi, że muszą odkładać więcej na starość (wobec ograniczonych możliwości państwa), w połączeniu z polityką ograniczającą pęd do nadmiernego wzrostu zadłużenia. Nie da się ukryć, że działania takie będą raczej niepopularne.

Państwo

I tu dotykamy kolejnego trudnego problemu – roli instytucji publicznych w rozwoju Polski. Nie ma wątpliwości, że przed instytucjami państwa stoją ogromne zadania. Ich obowiązkiem jest zapewnienie odpowiedniej edukacji, infrastruktury (w przyszłości prawdopodobnie najważniejsza będzie bezpieczna infrastruktura informatyczna), a także połączenie rozwoju z ochroną środowiska. Poprzez właściwą politykę muszą też stworzyć odpowiednie warunki dla stabilności gospodarki i wzrostu oszczędności (oczywiście pomocą byłoby tu przyjęcie euro), postępu technologicznego i ekspansji prywatnych firm.

Efektywność działania instytucji publicznych musi się radykalnie zwiększyć – zamiast armii urzędników potrzebne są instytucje mniejsze, sprawniejsze, wyposażone w niezbędne technologie. I zdolne nie tylko do działania bieżącego, ale również do strategicznego planowania i zarządzania w warunkach szybko zmieniającego się świata.

Niestety, na razie nie widać, by efektywność instytucji polskiego państwa rosła. Przede wszystkim mamy do czynienia z narastającą nędzą polskiej polityki – coraz bardziej populistycznej i gotowej przehandlować dalekosiężne plany za doraźne kupienie głosów wyborczych. Państwo polskie nie potrafi nawiązać dialogu z biznesem, a jedynym pomysłem na wspieranie postępu technologicznego w przedsiębiorstwach jest rozdawanie dotacji (często marnowanych), a ostatnio kilka bombastycznych programów realizowanych przez nieprzygotowane do tego firmy państwowe.

Tymczasem rozwiązanie problemu leży gdzie indziej. W warunkach rosnących kosztów pracy odpowiednio wyedukowani i ambitni przedsiębiorcy sami muszą zrozumieć, że skok technologiczny jest jedyną ucieczką do przodu. Ale do tego trzeba oczywiście stworzyć odpowiednie warunki dla rozwoju firm i dla inwestycji – a symbolem obecnej małej skuteczności państwa w tej dziedzinie jest najniższa od ponad 20 lat stopa inwestycji.

Reform – i to znacznie bardziej gruntownych niż to, co jest dziś proponowane – wymaga też polska nauka, która musi wreszcie poczuć przymus ekonomiczny współpracy z rynkiem. Bez gruntownej reformy instytucji i poprawy jakości formułowania oraz wdrażania przyjaznych rozwojowi polityk publicznych rozwoju nie będzie.

Bezpieczeństwo

Jest jeszcze jedna dziedzina, w której nikt nie zastąpi państwa. Do rozwoju potrzebne jest bezpieczeństwo – zarówno technologiczne i ekonomiczne, jak polityczne i społeczne. Nie wchodząc w szczegóły, które ekonomista woli pozostawić politologom, nie mam wątpliwości, że jedynym skutecznym działaniem jest jak najsilniejsze zakotwiczenie Polski w strukturach jak najsilniej zjednoczonej Europy.

Nie ma w Europie kraju, którego historia boleśniej pokazywałaby, że samotnie bezpieczeństwa nie da się sobie zapewnić. Dlatego Polska powinna znajdować się wśród państw najbardziej zainteresowanych dalszą integracją. Zadaniem odpowiedzialnych polityków powinno więc być dziś raczej przekonanie Polaków do potrzeby przyjęcia euro (co wydaje się warunkiem pozostania w centrum Unii), a nie opowiadanie bzdur, że Unia jest „wyimaginowaną wspólnotą", a jej wpływ na rozwój Polski to tylko „trochę pieniędzy na chodniki". Niestety, wracamy w ten sposób do problemu nędzy obecnej polskiej polityki – a bez poprawy w tym zakresie niewiele da się zrobić.

Ambicja i elastyczność

Do skutecznego rozwoju Polski w perspektywie roku 2050 potrzebne są dwa kluczowe zjawiska. Po pierwsze, Polacy – politycy, przedsiębiorcy, uczeni, zwykli ludzie z ulicy – powinni mieć w sobie dumę z tego, co się już udało zdziałać, wiarę, że da się dogonić najlepszych, oraz ambicję, by tego dokonać. Tu główną rolę powinna odegrać edukacja, choć nie lekceważyłbym roli narracji medialnej, a nawet państwowej propagandy (mówię o propagandzie nowoczesnej, kształtującej umiejętnie postawy ludzi, a nie o wspieraniu marszy rozwydrzonych „patriotów" i opluwaniu dotychczasowych osiągnięć w trosce o najbliższe wybory).

Po drugie, Polacy, polskie państwo i polska gospodarka muszą zdobyć umiejętność skutecznego dostosowywania się do zmian i wykorzystywania ich dla rozwoju. Twórca teorii ewolucji Karol Darwin powiedział, że „gatunkiem, który przetrwa, nie jest ani ten najsilniejszy, ani najinteligentniejszy. Przetrwa ten, który potrafi się dostosowywać do zmian". Sądzę, że to samo da się dziś powiedzieć o planujących swój rozwój gospodarczy narodach.

Polska 2050

W cyklu „Rz" eksperci, ekonomiści i publicyści przedstawiają wizję Polski i świata w połowie stulecia. O tym, jak zmieniać kraj, pisali m.in.: Stanisław Gomułka, Bogdan Góralczyk, Grzegorz W. Kołodko, Andrzej K. Koźmiński, Paweł Wojciechowski i Bogusław Chrabota. Zapraszamy do debaty, teksty prosimy słać na adres: 2050@rp.pl.

Znanym fenomenem historii wojen jest to, że generałowie wiedzą, w jaki sposób należało wygrać poprzednią wojnę, a nowa ich zawsze zaskakuje. Jeśli więc myślimy o rozwoju Polski w nadchodzących dekadach, musimy sobie przede wszystkim uświadomić, jak będzie się zmieniać świat.

Najpotężniejszym czynnikiem zmian będzie rozwój technologiczny. Żyjemy w czasach nienotowanego w historii postępu, który w krótkim czasie może zupełnie zmienić warunki globalnej gry gospodarczej. Przyzwyczailiśmy się do aksjomatu, że kraj z niższymi płacami ma przewagę konkurencyjną nad krajem o wyższych płacach. Jednak robotyzacja i digitalizacja mogą to szybko zmienić. Za kilka lat obsługiwana przez roboty fabryka w Japonii będzie bardziej konkurencyjna niż zatrudniająca ludzi fabryka w Wietnamie, wykorzystujący sztuczną inteligencję system obsługi klienta w USA pokona call center w Indiach, a kierowana przez automat niemiecka ciężarówka stanie się tańsza od ciężarówki z polskim kierowcą. W roku 2050 ten, kto będzie w stanie tworzyć i wykorzystywać nowe technologie, będzie mógł dyktować warunki gry.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację